Ale się naczekałam w kolejce do lekarza-najpierw u rodzinnego,potem u neurologa.Chyba tylko zdrowy może to wytrzymać,chociaż nie,mylę się-zdrowy też by nie dał rady, puściłyby mu nerwy,zrobiłby awanturę
i poszedł sobie,chory może jedynie cierpliwie czekać na swoją kolej. Potrafię zrozumieć kolejki do lekarza specjalisty ale do rodzinnego?Najpierw czekasz z trzy dni na umówioną wizytę,potem musisz swoje odczekać w kolejce.Nie jest to dla mnie nowość,ale za każdym razem mnie to denerwuje(wszyscy to znamy z autopsji,prawda?Nie ma się co rozpisywać).Całe szczęście nie mam problemu z dostaniem się do neurologa w moim mieście(miasteczko małe,neurolog przyjmuje raz w tygodniu).Z moją chorobą nie obowiązuje mnie kilkumiesięczny czas oczekiwania na wizytę-ale oczywiście tam też jest kolejka do odstania.
Fakt jest taki,że po opisaniu mojego pogarszającego się stanu zdrowia ,częstszych i gwałtownych ataków zmęczenia, kolejny raz usłyszałam opinię lekarza rodzinnego i neurologa(są to dobrzy lekarze),że jestem leczona eksperymentalnie i nie są mi w stanie pomóc.Może to zrobić tylko specjalista z kliniki ,który taką formę leczenia u mnie zastosował.Tak,wiem o tym, ale weź się człowieku dodzwoń do kliniki,nie mówiąc już o samym lekarzu!Jedź do oddalonej o 400 km Kliniki,prawdę mówiąc w ciemno,bo nie wiesz czy w ogóle zastaniesz lekarza .Po drugie wyznaczoną wizytę mam na początek lutego-wytrzymam do tej pory.Uświadomili mnie jednocześnie,że powinnam jechać na SOR w przypadku nagłego pogorszenia(w moim mieście nie ma oddziału ratunkowego)ale też wiem,że jeżeli nie ma zagrożenia życia nie zatrzymują na oddziale.Poznałam już na tyle chorobę,by mieć świadomość kiedy to zagrożenie jest.Teraz nie było,ale na przyszłość nie omieszkam skorzystać z usług Pogotowia Ratunkowego.Lepiej dmuchać na zimne.
Po prostu niepokoję się,nie wiem czy moje leczenie idzie w dobrym kierunku,nie jestem pewna czy mam dobrze dobraną dawkę leku(a już raz przejechałam się na zaleconej dawce sterydów przez tego samego lekarza z kliniki).Mam wątpliwości czy lekarz (autorytet w dziedzinie miastenii) ma w ogóle kontrolę nad moją chorobą,skoro widzimy się raptem raz na rok,czy parę miesięcy(jak teraz) i to przez 10 minut.Co on
o mnie wie?
Nie podoba mi się to wszystko,denerwuje.A coś się dzieje niedobrego.....A stres jest nam zabroniony...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Turnus rehabilitacyjny
Na miastenię sanatorium nie ma. Ani z ZUS ani z NFZ. Chociaż raz udało mi się jechać do sanatorium z NFZ właśnie na miastenię. Ni...
-
Niedawno wróciłam ze szpitala. Jestem okropnie zmęczona i osłabiona. Całe dnie spędzam w łóżku i ...czekam na poprawę. Wiem, że to ...
-
Przetrzymano mnie krótko w szpitalu. Lekarz dyżurny, nie wiedząc jakie może mi przepisać leki na ostre zapalenie pęcherza moczowego (...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz