Okropnie się dzisiaj czuję! Nie wiem nawet jak to opisać ale wszyscy to znacie - ogólna słabość, męczliwość wszystkich mięśni, opadanie głowy, powieki tak już opadły, że głowę trzeba do góry podnosić by coś widzieć, itp...To, że dotkliwie odczuwam skutki uboczne przyjmowania sterydów to jedno ale drugie to zmiana pogody i jak ona wpływa na miastenię, po trzecie to także stres z tym bezpośrednio związany - no bo jak się tak okropnie czujecie to co sobie myślicie - że przeleżę to sobie spokojnie, przejdzie, taka jest miastenia itp?! Owszem, tak czasem jest ale nie dzisiaj!
Nie ! Szlag Was trafia (przynajmniej mnie, na to mam jakoś siły), bo to znaczy, że leczenie jest do kitu i jak na razie nie przynosi efektów (tak wiem, potrzeba czasu - ale dzisiaj to do mnie nie przemawia), że mając nadzieję na polepszenie przychodzi pogorszenie, że wydaje się tak błaha sprawa jak zmiana pogody może mieć tak ogromny wpływ na nas chorych, że leżycie sobie jak kłoda zamiast czerpać z życia to co najlepsze, że jesteście w domu sami, źle się czujecie (a jak się coś stanie?), że nie możecie iść do lekarza bo go nie ma a jak jest to w czym ma niby pomóc-powiedzieć - taka jest miastenia? Myśli tysiąc na minutę, wszystkie ponure, stresujące, powodujące jeszcze bardziej nasilenie objawów miastenii. Bo wszystko to ma na nią wpływ. Jak dla mnie mieszanka piorunująca i wybuchowa.
Dzisiaj niech mi nikt nie mówi, że mam się nauczyć z nią żyć! Dzisiaj mam jej serdecznie dosyć. Sama się nakręcam i pogarszam swoje samopoczucie? Możliwe! Ale Wy tak nie macie, nie buntujecie się przeciwko chorobie - właśnie wtedy gdy tak bardzo źle się czujecie i tak macie wszystkiego dość? Mając świadomość, że tak naprawdę ani lekarze ani tym bardziej my, chorzy, nie znamy jeszcze do końca swojej choroby, że wciąż potrafi Was czymś zaskoczyć, że tak naprawdę jesteście w tej chorobie sami i tylko Wy obserwując siebie, swój organizm, przyczyny nasilenia objawów - możecie próbować redukować je (chociażby poprzez wyciszenie się, odpoczynek, muzykoterapię, medytację), że tylko dzięki wymianie zdań, komentarzy między nami chorymi na miastenię - poznajemy ją " od środka" - a prawie każdy z nas ma podobne lub inne doświadczenia w walce z chorobą ? Jaka naprawdę jest miastenia? Ile o niej jeszcze nie wiemy? Jak mamy sobie radzić na co dzień i uczyć z nią żyć także bliskich? Może część Was nauczyła się z nią już żyć, przeszliście przez tymektomię, przełom, załamania i zaostrzenia choroby, macie współistniejące z miastenią choroby i nie jest już nic dla Was nowością a bunt przeciw chorobie uszedł w zapomnienie. Ja jeszcze choruję zbyt krótko by się z nią pogodzić, mam zbyt małe doświadczenie i dobijają mnie takie dni jak dziś gdy miastenia mną rządzi. Dzisiaj buntuję się przeciwko niej, na razie tylko duchowo gdyż fizycznie nie mam na to siły.
A Wy? Macie takie dni czy poddaliście się? Czy taki bunt ma w ogóle sens - przecież to walka z wiatrakami a tym samym pogarszanie swojego stanu zdrowia, czy każdy chory musi przez taki etap przejść by móc później powiedzieć sobie - zrobiłam/em co mogłam, nie dałam się - nauczyłam się z żyć z chorobą bo tylko tak mogę ją pokonać? Czułabym się pewniej, bezpieczniej gdybym nauczyła się kontrolować chorobę ale czy tak się da? Bo wszystko zależy ode mnie, mojej osobowości, siły i tego jak widzę siebie za parę lat?
Ja choruje 10 lat i uwazam ze przynajmniej z moim usposobieniem nie moge w pelni zaakceptowac choroby i przestac sie co jakis czas buntowac. Wiem ze zeby lepiej funkcjonowac powinno sie zaakceptowac niepelnosprawnosc i traktowac je jako jedna ze swoich cech. Ale ja wciaz mysle ze jesli w pelni zaakceptuje miastenie bedzie to jakby poddanie sie jej i brak szansy na remisje.
OdpowiedzUsuńJeszcze chcialam dodac ze masz swietne wpisy. Jak je czytam, to jakbym sama je pisala! Dlatego czuje zawsze ulge zrozumienia przez druga osobe. Trzymam kciuki i nie przestawaj pisac! Mimo iz ciezko jak to pisalas w ostatnio o tym;-)
OdpowiedzUsuńChoruję 8 lat i również się buntuję. I myślę tak samo jak Anonimowy. Wciąż mam nadzieję, że się zmieni...na lepsze. Mam ogromny żal do lekarzy,że nie słuchają tego co mówię i w efekcie zawsze jest gorzej, a ich decyzje zmiany sposobu leczenia zawsze są spóźnione. Najbardziej jednak mnie rozkłada ich zdziwienie, że leki nie zadziałały tak jak oni chcieli. Całe to leczenie bardziej przypomina zbiór pobożnych życzeń lekarzy, niż troskę o pacjenta.
OdpowiedzUsuńAlu.
OdpowiedzUsuńKiedy miastenia pokazuje kto nami rządzi, myślę, że każdy(a) z nas się buntuje przeciwko temu. Jest w nas wtedy żal, że mimo tak ciężkiej walki z chorobą ona nie chce odpuścić. Sama wiesz, że to minie i jutro znów świat będzie piękny i kolorowy. Taka jest ta nasza miastenia. Też się buntuję kiedy mam zły dzień, ale też wtedy , kiedy jest dobrze. Bo może to nie jest ta choroba? Może nie muszę brać tych prochów? I co robię?Oczywiście odstawiam mestinon (immunosupresantów nie odstawiam, bo się boję) i tym sposobem przekonuję się, że nie mogę żyć bez niego.
Niestety, encorton to paskudztwo.Efekty i skutki są okropne, ale ratuje nam życie. Dasz radę, a z czasem będzie lepiej. Trzymam za Ciebie kciuki i ściskam mocno. Renata
Tylko pozytywne mysli. Mi z rok zajelo pogodzenie sie z choroba. Teraz zyje jak dawniej , przyjmuje leki, dbam o siebie i slucham swojego ciala . Odpoczywam w razie potrzeby i zwolnienia tez sie zdarzaja ale ogolnie jest dobrze. Pracuje, wychowuje dzieci i zajmuje sie domem. Nie mam czasu myslec o chorobie i tak jest ok.
OdpowiedzUsuńhm... tez mam dość... szczególnie dziś
OdpowiedzUsuńparę łezek poleciało, chyba tylko twarz mnie nie boli..lekarz rodzinny rozkłada ręce,nie wie co mi zapisać pyta czy jest możliwe przyspieszyć wizytę w poradni miastenicznej
ehhh takie są nasze realia i jak tu się nie złościć
Myślę ze pogodziłam się z tym iż choruje lecz...
jakoś nie mogę przetrawić tego -jaki jest nasz system zdrowotny-
pozostawieni na pastwę choroby zzzzzz
może się zbulwersujecie ale w kryzysowych sytuacjach gdy naprawdę już sobie nie radze wołam do -polówka- - przynieś no mi tu kawal drzewa to się powieszę!
tak mam dość! a on wtedy się śmieje i pyta -a będziesz miała na to siły? i.. atmosfera się rozluźnia... śmieje się..On potrafi mnie rozluźnić przytulić i wszystko odchodzi
wiem mam szczęście......
Witaj, to jak jest z tą chorobą? Nasz wróg, czy przyjaciel? Jest przecież z nami dzień i noc:) Każdy z nas ma pewnie dosyć. Jeśli nosiłaś rozmiar 38, a teraz trudno ci się wcisnąć do 48 albo kiedy twoje buty do biegania tylko zdobią twoją szafę wśród babcinowych płaskich balerinek, to pewnie czujesz to co ja. Ale miastenia to nie jest moja jedyna przyjaciółka... Oj więcej tych koleżanek i wszystkie z autoagresji. Na złość jeszcze kilkakrotnie naprawiane serce, guzy na płucach i grasiczak który wraca jak zły sen. Kolejna tymektomia..., rak jajnika... Wiecie co, jest źle i to bardzo. Operacja za operacją, słabizny i świadomość że i ciotka i babka nie dały tej miastenii rady i poległy w moim wieku. Co to da? Czy rozważać co mi pomaga, a co szkodzi? Myśleć stale o tabletkach, chemii i sterydach?
OdpowiedzUsuńEeeee. Codziennie robię plany na jutro. Wstać, umyć się, ubrać, pomalować (przecież nadal jestem kobietą) i zrobić jeszcze coś extra. Może to być obiad, może spacer, a może pomarzyć bo tylko na tyle starczy siły.
W wieku 30 lat usłyszałam diagnozę, po 5 minutach w szpitalu pojawił się psychiatra by sprawdzić czy nie skoczę z okna. Potem zamknęli mnie w pokoju bez drzwi i możliwości otwierania okien, pod nadzorem dwóch pielęgniarek z zestawem ratunkowym i respiratorem przy łóżku. Wtedy byłam wściekła. Teraz wiem, że dla nas najważniejsze jest zdrowie psychiczne dlatego wszystkim przygnębionym chorobą życzę poczucia humoru przede wszystkim i pozytywnych ludzi wkoło.
Pozdrowienia dla wszystkich którzy mają tego samego przyjaciela o inicjałach MG,
całusy Pola