Uroda miasteniczki - czyli zadbana mimo choroby

                   

Czy to w zdrowiu czy w chorobie, zawsze dbaj o swą urodę!
Wymyśliłam sobie takie hasło wiele lat temu i wciąż się tego trzymam. Lubię dobrze, atrakcyjnie wyglądać, mieć codziennie delikatny makijaż, a jak nie mam za dużo siły to chociaż oko "mieć zrobione". Poprawiam sobie tym własne samopoczucie, własne ego. To tak niedużo a jak dobrze wpływa na psychikę. Zawsze robiłam to przede wszystkim dla siebie, nie dla podobania się innym. Lubię siebie, lubię dbać o swoją wygodę. Egoizm? Może tak, ale nigdy nie pozwoliłam stłamsić się, zaniedbać, czy choćby zrezygnować z czerpania przyjemności z czytania książek mimo nawału obowiązków przy czworgu dzieci, w pracy, domu itp. Zawsze musiałam mieć trochę czasu dla siebie samej, dla wyciszenia się, relaksu.Teraz czasu mam aż za dużo tylko sił coraz mniej by się umalować czy uczesać a czasem ochoty. Ale nie pozwoliłam by choroba jeszcze na tym polu siała spustoszenie. Zaakceptowałam już (no dobra, może nie tak do końca) zmiany w swoim wyglądzie w związku z chorobą , dostosowałam ubiór, fryzurę, makijaż. Bo mimo choroby chcę dobrze wyglądać.To nic, że większość czasu spędzam w domu, niewiele wychodzę ,unikam kontaktu z ludźmi - robię to dla siebie, by dobrze się czuć, by innym było ze mną dobrze, poprawia mi to humor- szczególnie gdy samej uda mi się umalować i fajnie uczesać.











                                                 





07.09.2015
Po sterydach została mi brzydka, pomarszczona szyja i oponka na brzuchu. Nie podoba mi się to, szczególnie szyja, z której byłam zadowolona, że w tym wieku i taka gładka, jędrna i bez zmarszczek. Tym bardziej jak widziałam, jaką szyję mają koleżanki i to młodsze (kurczę, paskudna jestem, że tak myślałam). Niestety na sterydach dużo przybrałam na wadze. Później gdy zaczęłam chudnąć, gdy zaczęła odchodzić zebrana woda okazało się, że zmieniła się moja szyja. Widać to. Mąż mówi: "że się pomarszczyłam" a ja się wtedy denerwuję. On wie dlaczego tak się stało i ja wiem. Nie miałam na to wpływu, nie pomagało wklepywanie jakich kremów cud. Po prostu takie są skutki schudnięcia. Jakiś ślad zostaje po tym co było. Pewnie, że chciałabym być wiecznie młoda i piękna ale latka lecą, skóra się starzeje, robi się cieńsza i pomarszczona. To normalne. Coś na co mogłabym mieć sama wpływ to zadbanie o to by nie mieć oponki na brzuchu - coś nie chce samoistnie zejść. Niestety z tym jest problem. Trzeba by w tym momencie poćwiczyć jakieś brzuszki, skręty, tułowia i coś tam jeszcze ale choroba nie powala mi na to. Taki wysiłek fizyczny przekracza moje granice. Tym bardziej, że nie mogą to być brzuszki robione jak u ociężałego słonia tylko energiczne, szybkie. Przy tym wysiadam, nie dam rady. Jedynie co mogę to dbać o prawidłową wagę, dbać żeby nie przytyć. I to robię. Mogę też maskować ubraniem te niekorzystne fałdki po bokach a na szyję zakładać gustowne apaszki, chustki, które uwielbiam. Moja siostra mówi, że tworzę sobie wydumany problem, że nie ma się czego przejmować ale ja niestety lubię sobie komplikować życie, mam jakieś kompleksy, przyzwyczajenia z których się nie wyrasta. Mam swój styl, którego raczej nie zmienię. Dobrze się w nim czuję a to chyba najważniejsze, żeby czuć się dobrze we własnej skórze, z samą sobą, prawda?
                    





13.07.2015
Podoba mi się.
 




25.06.2015
Schudłam. Nie za dużo, ale zauważalnie. Nie mam już byczego karku, pełnej buzi. okrągłej szyi. Powolutku wracam do normalności. Trochę mi to zajęło, nie powiem. Jeszcze na weselu córki, pod koniec maja byłam pulchniejsza, ramiona były potężne, nie mówiąc o brzuchu. Jednak 8 miesięczne branie dużych dawek sterydów zrobiło swoje. Dopiero gdy pozwolono mi je zmniejszyć, zaczęła ze mnie schodzić ta nagromadzona woda. Wszystko bardzo powoli, w tym momencie nie pomagały żadne środki, trzeba było cierpliwie czekać na efekty. Obecnie jestem ciągle na 10 mg Enortonu, to nie dużo. Nie mogę jeszcze zejść do swojej wagi i pewnie mi się nie uda ale już czuję poprawę psychiczną i zdrowotną. Bo nie jestem taka ociężała, łatwiej wchodzi mi się po schodach, nie skacze mi tak ciśnienie, nie męczę się tak szybko i nie pocę się. Wszytko idzie ku lepszemu. Ogólnie to przestałam się przejmować swoimi dodatkowymi kilogramami, przyzwyczaiłam się do swojego wyglądu, tyle, że było mi po prostu ciężko dźwigać te ciężary. Nogi wciąż opuchnięte, ciężkie, groźba zatoru - to wszystko przez sterydy i tak dużą wagę. Bo jednak przybrać na wadze dodatkowo 13 kilo to jest coś! Tak na mnie działał Encorton. I bardzo ciężko potem z tego zejść.
Gdybym chciała sobie wyszukiwać problemy, to mogłabym napisać, że skóra na szyki zrobiła mi się brzydka, pomarszczona - przedtem tak nie miała. Skóra na brzuchu trochę wisi co jest efektem schudnięcia. Znalazłabym pewnie coś jeszcze co mi się nie podoba, czego nie miałam przed takim przybraniem na wadze. Tylko co to da? Nie mam ważniejszych spraw na głowie, tym czym rzeczywiście powinnam się przejmować?. Po co wyszukiwać sobie sztuczne problemy. Piękniejsza i zgrabniejsza już nie będę, mam swoje lata. Normalnie, gdybym była zdrowa i na siłach wzięłabym się za ćwiczenia, po to by wzmocnić mięśnie brzucha, by nabrać sił. Ale nie mogę. Choroba sprawia, że muszę zrezygnować z jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych. Muszę się oszczędzać. Czyli mogę jedynie nie przejadać się, jeść mniej słodyczy, odżywiać się zdrowo.
Tak w ogóle zauważyłam, że większy spadek wagi nastąpił gdy zaczęłam przyjmować probiotyki - 3 razy dziennie po dwie łyżeczki. Do tego codzienne koktajle z różnych owoców. Wyglądam lepiej, czuję się przez to lepiej psychicznie. Pewnie do czasu, aż znowu każą mi zwiększyć dawkę sterydów. Ale na razie...


                                        





05.05.2015
Okazuje się, że wcale nie tak łatwo kupić sukienkę. Szczególnie dla osoby o mojej figurze - góra rozmiar 40, czym niżej 42. Co to ma być ? Gdzie się podział mój biust? Ja nie wiem, że sterydy własnie tam nie weszły tylko w ramiona, w oponę na brzuchu i w uda. Mój Boże, jakieś kompleksy mam czy co? Nagle też okazało się, że ja nie wiem jakiego typu mam figurę - chyba gruszkę? Tyle lat człowiek ma i wciąż jakiś nierozgarnięty pod niektórymi względami.
Wybór w sukienkach jest, to trzeba przyznać ale mi się nic nie podobało, tzn. nic co by pasowało na wesele. Zresztą ja nie mam pojęcia jak należy się ubrać na wesele! Na ostatnim byłam X lat temu. Do tego jako gość. Moja mama, która akurat chodziła ze mną po sklepach, dostawała białej gorączki przez mnie: bo jestem wybredna, bo nic mi się nie podoba, bo mówię, że we wszystkim mi źle, że za drogie itp. Chyba zapomniała już jak to jest chodzić z córką po sklepach.
Zresztą jak ma mi się nagle coś spodobać, czy mam się dobrze czuć w sukience, jeżeli od nastu lat nie miałam na sobie eleganckiej sukienki i nie byłam na weselu. Owszem takie typowo letnie sukienki nosiłam, koło domu ale nic więcej. Naprawdę ciężko jest tak coś wybrać. Chciałabym chociaż coś w moim stylu ale jak mówi mama - on nie nadaje się na wesele dla matki panny młodej. Ma być przede wszystkim elegancko, skromnie ale stylowo. Napatrzałam się na internecie na sukienki, miałam już ułożone w głowie mniej więcej jaki fason sukienki bym chciała, jaki kolor, jaki krój. Niestety rzeczywistość mija się z tym co w internecie. Nie zawsze wybrany fason pasuje do mojej sylwetki czy nawet kolor (chciałam kolor kobaltowy - ale okazuje się, że jest to teraz tak modny kolor, że lepiej nie kupować sobie takiej sukienki - zbyt dużo osób będzie taki miało). Przede ja nie wiedziałam, że sukienki są takie drogie! Ale też pierwszy raz w życiu wchodziłam do niektórych sklepów. Sukienka, jakiś żakiet, do tego buty, odpowiedni naszyjnik czy bransoleta - ale to się robi kwota! Już z tego powodu można się rozchorować. Dobrze, że chodziłam przymierzać sukienki z mamą a nie mężem - jakoś mężczyźni w ogóle nie rozumieją tych spraw, nie?
Jak mówiła już zła na mnie mama - ona wybrałaby już z pięć sukienek ja żadnej. No to dlaczego wszystkie sukienki są przed kolano albo za? Moja wina? Jak ja nagle mam wskoczyć w sukienkę i do tego za krótką (wg. mnie, bo mam za grube nogi) i jeszcze być zadowolona albo może tak za pierwszym razem kupić? Też tak macie, czy tylko ja tak wymyślam?
Zezłościłam się tylko, naprzymierzałam, napociłam i nic nie kupiłam. Ale mam chociaż obraz czego mogę spodziewać się w sklepie, za czym mam patrzeć. Przecież jeszcze nie raz będę chodzić po sklepach...
"Być kobietą, być kobietą..."



Sukienka idealna czyli jak dobrać strój do figury.


  

                          







14.04.2015
Przydałaby się wizyta w solarium. Wprawdzie jeszcze w swoim dość już długim życiu, nie miałam potrzeby korzystać z tego typu usługi (najlepsza jest naturalna opalenizna) ale teraz patrząc na moje blade nogi z chęcią bym się wybrała. Blade jak blade ale pojawiły się na nich pajączki - naczynka krwionośne, niektóre popękane, inne po prostu widoczne. Nie wygląda to ani apetycznie ani estetycznie. Pajączki pojawiły się niedawno, w czasie gdy tak przytyłam. Do tego słabe mięśnie, mało ruchu, uwarunkowania genetyczne, wysoki cholesterol, przebyta zakrzepica i droga do powstania żylaków otwarta a potem kto wie, może i do miażdżycy. Masę kobiet ma ten problem, jakoś chyba sobie radzą (zawsze można chodzić w spodniach). Moja mama, która ma bardzo widoczne pajączki, popękane i rozlane, zafundowała sobie na to szereg zastrzyków (zdaje się skleroterapię piankową). Ja pomyślałam by na razie je "zakryć" pokrywając lekką opalenizną. Jednak jest problem. Ponieważ w mojej chorobie solarium jest niedozwolone, przebywanie na słońcu i opalanie się też nie wchodzi w rachubę, do tego słońce poprzez nagrzewanie rozszerza skórę i bardziej osłabia znajdujące się w nich żyły. Dlatego zamiast naturalnej opalenizny trzeba zastosować opaleniznę sztuczną - jeżeli mam założyć sukienkę na wesele to przydałoby się mieć ładnie "opalone" nogi. Wybór w tego typu środkach jest ogromny - mgiełki, balsamy, pianki, trudny wybór, różne ceny. Ja zdecydowałam się na "drogocenną mgiełkę arganową samoopalającą"(nawiasem mówiąc - co to za nazwa "drogocenna", że niby co?)  Chciałam mieć opaleniznę łatwo nakładaną, przede wszystkim bez smug i uzyskać naturalny efekt. Owszem nakłada się łatwo(wystarczy popsikać na oczyszczoną skórę),  nie jest ta mgiełka tłusta, trzeba szybko ją rozprowadzać bo szybko się wchłania, smug nie zostawia. Jak na razie jestem zadowolona ale póki to użyłam jej parę razy - jakiś efekt jest. Mam nadzieję, że powtarzając ten zabieg wkrótce moje nogi będą miały ładny kolorek, nie będzie widać pajączków a i w sukience będę lepiej wyglądać (chociaż jak się ma takie nogi jak ja to chyba niewiele pomoże - i tu nie przesadzam, wiem co mówię).
A na popękane naczynka jest dobra witamina C(prawdopodobnie pomaga Rutinoscorbin), dieta, mało soli i ruch.





11.04.2015

                                                                          








08.04.2015
Z drugą córką wybrałam się do galerii handlowej by teraz tam zaszaleć a przede wszystkim rozejrzeć się za sukienkami na wesele. Nie ma u nas dużych galerii ale jak na nasze możliwości finansowe wystarczające. Dla mnie jest to zawsze kilkugodzinna wyprawa i to raczej beż męża - mężczyźni nie rozumieją tych spraw, tylko się denerwują - jeśli mąż to tylko po to by przywiózł i odwiózł. Jak już jadę (a ze względu na zdrowie robię to rzadko) to chcę spokojnie pochodzić, posiedzieć kawę wypić, zjeść coś tuczącego. Fajnie się chodzi z córkami, rozumiemy się, dogadujemy, śmiejemy - to przy okazji zbliżenie się, okazja do pogadania - córki nie mieszkają już z nami. Minus tego chodzenia jest taki, że trzeba się niestety nachodzić a to już nie jest dla mnie. Szybko wysiadam.
Galeria jak galeria, sklepów dużo, wybór też ale też niektóre ceny z kosmosu, nie warte danego ciuszka.  Podoba mi się tegoroczna moda, lekkie w wesołych kolorach bluzeczki, fason, styl. Nachodziłyśmy się jak głupie - córka się obkupiła, ja nie, mimo, że było masę ciuchów w moim stylu (boho) ale nie w moim rozmiarze. Raczej wpadłam w depresję - nie myślałam, że ze mną jest tak źle. Gdzie te czasy gdy rozmiar 38 był akurat? Przecież jeszcze we wrześniu taki rozmiar nosiłam! Utyłam od sterydów, wiem ale jakoś się głupio czarowałam, że rozmiar 40 jeszcze jest dla mnie, przecież schudłam troszkę niedawno! Spadło mi trochę z brzucha (okropnie teraz wygląda, worek taki, trzeba by poćwiczyć, tylko jak, skoro zaraz jestem zmęczona?). Niby wchodzę w 40, zapinam się ale taka opięta jestem...Tragedia, patrzeć na siebie nie mogłam. A to wszystko przez sukienki - nie ma może ogromnego wyboru w czymś co by nadawało się na wesele dla matki panny młodej ale jak dla mnie było wystarczająco. Naprzymierzałam się już w pierwszym sklepie a nie lubię tego, szczególnie teraz gdy jeszcze tyle warstw ubrań ma się na sobie, pocisz się i zaraz ci gorąco. Zniechęciłam się do dalszych sklepów bo już wiedziałam, że rozmiaru mojego nie ma, wyglądam w nieciekawie, do tego wszystkie sukienki są przed kolano i przeważnie bez rękawków. Niektóre śliczne, z pięknych materiałów, leciutkie, w pięknych pastelowych kolorach - lecz niestety nie dla mnie. Po pierwsze jakieś wszystkie za małe, po drugie: ja nie mogę przed kolano - założenie sukienki to już dla mnie wyzwanie, ponieważ sukienek nie noszę od lat, po trzecie: sukienka musi mieć rękawek gdyż mam teraz zbyt obfite ramiona - no nie ma co pokazywać. A ja mam się czuć dobrze, kobieco, wyjątkowo w ten dzień. Także za sukienkami jeszcze pojadę nie raz aż znajdę coś odpowiedniego dla siebie. Powiem tylko, że przykro mi się zrobiło, że tak się fizycznie zmieniłam i nie mogę sobie z tym za bardzo poradzić - ćwiczenia nie dla mnie. Tylko czas...
Za to kupiłam sobie buty - siwe, cudne botki. Bardzo byłam z nich zadowolona ale tylko do pierwszego wyjścia na miasto na drugi dzień. Jak ja sobie pięty zdarłam! Ledwo mogę teraz chodzić czy jakikolwiek but ubrać. Zawsze tak mam przy nowych butach, okropieństwo, żeby tak się męczyć zamiast cieszyć z zakupu...Ja nie wiem dlaczego mężczyznom tak się nie robi, jak zwykle we wszystkim kobiety mają gorzej. Eh...



07.04.2015
Z okazji moich urodzin, w ramach prezentu urodzinowego od jednej z córek, zostałam umówiona do bardzo dobrego fryzjera (w innym mieście) gdzie miałam "zaszaleć". Od dawna "chodziła" za mną metamorfoza, oczywiście na lepsze. Chciałam coś w sobie zmienić - kolor i długość włosów, fryzurę, odmłodzić się. Do tego wiosna, czas zmian. Lubię zmiany.
Do fryzjera nie chodzę za często, ostatnio nie mogłam usiedzieć, było mi gorąco, pociłam się okropnie, źle się tam poczułam. Obecnie z tym jest trochę lepiej toteż odważyłam się skorzystać z okazji - wiedziałam, że zejdzie z 3 godziny, jak to u fryzjera - wzięłam tabletki, od rana dobrze się czułam. Wymyśliłam sobie dwie fryzurki, całkowicie odmienne od siebie. Jedną krótką - wzięłam pod uwagę jak szybko męczą mi się ręce, opadają, jak czasem ciężko związać czy spiąć włosy, gdyż jestem zbyt słaba. Druga fryzurka wydawała mi się bardzo kobieca a przy dobrym cięciu nie wymagająca zbyt dużego zachodu. Jednocześnie wiedziałam, że włosy mam słabe, dużo mi wypadło, jestem zbyt okrągła na twarzy i szyi by pozwolić sobie np. na krótką fryzurę. A nie chcę wyglądać staro i szaro. Wymyśliłam sobie kolor rudy. Tylko tak córkom mówiłam, co bym chciała, jaki kolor ale taka odważna nie jestem. Miała być metamorfoza, owszem ale taka bezpieczna, bez szaleństw. A w ogóle to już zaczęłam gadać jak moja własna mama, "po babcinemu" jak mówią moje dzieci, i "mam nie robić z siebie starej rumpy" - wciąż im trułam czy "w tym wieku wypada to czy tamto".
Także pojechałam zaszaleć. Oczekiwałam od fryzjerki fachowej porady typu: czy pasuje mi któraś z wybranych fryzurek, jaką najlepiej wybrać by była wygodna, prosta w ułożeniu a jednocześnie bym dobrze się w niej czuła no i najważniejsze - bym ładnie wyglądała. Co się okazało: krótka fryzura odpada z uwagi na pełną twarz i nabitą szyję (tak myślałam), fryzura na boba odpada gdyż nie miałam równych włosów. Pierwsze co fryzjerka stwierdziła to, że mam zniszczone włosy przez spinki, to ciągłe spinanie, włosy połamane. Po drugie spytała się czy wypadły mi włosy po jakiejś chorobie czy lekach - bo te co mam są bardzo słabe, mało ich a widać, że rosną mi nowe silne włosy - tak jakby odrastały. No cóż, sterydy i immunosupresja zrobiły swoje, dużo mi włosów wypadło. Nawaliła mi masę odżywki. Poradziła jak pielęgnować, jak suszyć, jaką dobrać fryzurę. Skróciła, wycieniowała, nałożyła kolory wg. własnego widzimisię (pozwoliłam jej) - najlepiej mi w ciepłych brązach, wymodelowała. Jak zwykle sporo to wszystko kosztowało, wysiedziałam się okropnie, naczytałam plotkarskich gazet i dodatkowo posłuchałam miejscowych plotek. Ogólnie jestem zadowolona, choć jak powiedziały dzieci "nie zaszalałam"ale wyglądam dobrze w nowej fryzurce a na pewno o niebo lepiej niż poprzednio. Wtedy miałam codziennie spięte w kok teraz mam rozpuszczone i roztrzepane - no i od nowa zaczynają mi się kręcić, tak z natury. Dobrze się z tym czuję. Nie mam problemu z ułożeniem, trochę pianki, wygniecenie włosów palcami i gotowe.
foto: stylowi.pl





05.04.2015

WESOŁYCH ŚWIĄT










18.02.2015



            

Uwielbiam bransoletki! Są cudne! Takie inne, niespotykane, w pięknych kolorach. Bransoletki kocham od zawsze. Jako mała dziewczynka już nosiłam plastikowe. Lubiłam te niby srebrne, takie brzęczące na ręku, po kilka wkładało się jedną rękę (mieliście takie?). Z czasem moda się zmieniała więc były to np. bransoletki ręcznie robione, później z cieniutkiej blaszki, z koralików. Różne ale zawsze miałam do nich słabość. Moja uwagę zwracały te inne, niespotykane ale też zawsze były za drogie. Ale mam takich parę. W ogóle mam ich sporo, części nie noszę bo wyszły z mody. Noszę własnie te inne, kupione gdzieś za granicą, czy te które dostałam w prezencie. Nie są ze złota ani ze srebra ponieważ jestem uczulona na te metale - od razu na ręku pojawiają się swędzące krosty, nie mogę też nosić zegarka. Mam ulubione bransoletki i te, które czekają na swój dzień. Może dobrze, że nie mam zbyt dużo kasy, zresztą po prostu szkoda mi wydać mi ponad 50 zł na to cudeńko - jestem praktyczna ale przyznaję serce mi się kraje gdy widzę takie cuda w sklepie i nie mogę sobie pozwolić na zakup. Za to gdy zbliżają się moje urodziny czy imieniny to tak niby mimochodem mówię dzieciom co bym chciała dostać.
Ja wiem, mam swoje lata. Może już nie wypada nosić takich bransoletek jak te załączone powyżej? W pracy nie spotkałam nikogo kto by w ogóle nosił taką biżuterię ale np. na pożegnanie, gdy przechodziłam na rentę - dostałam piękną srebrną bransoletę. Ciekawe skąd wiedzieli co lubię i co sprawi mi radość?
No cóż, raczej nie zmienię swoich upodobań i dalej będę je nosić nie patrząc na wiek ani komentarze niektórych "koleżanek", które uważają, że w "pewnym wieku" już się pewnych rzeczy nie nosi. Nie obchodzi mnie to, lubię to, dobrze się z tym czuję i nie mam zamiaru się postarzać ani powielać stereotypów.
Jestem zakochana w tych bransoletkach!.






05.02.2015

                                   






02.02.2015

                      

Czy ten obrazek nie przedstawia prawdy?
Powiedzcie dlaczego my siebie tak widzimy? Bo u Was pewnie też tak jest, że wiecznie jesteście z siebie niezadowolone, jesteście za grube albo za chude, macie za grube nogi albo za mały biust, cellulit - same kompleksy. A mężczyzna co? Uznany za ładniejszego od diabła już się ceni, nie przeszkadza mu duży brzuch, chude łydki czy krzywe nogi. Chyba nigdy nie zrozumię tego absurdu - wystarczy wyjść latem na plażę by zobaczyć tych bezkomleksowych Adonisów i zawsze "grube i brzydkie"(wg. nas) kobietki.






24.01.2015

                                           




20.01.2015
Miało być na poprawę humoru.
Chociaż ja nie wiem czy to takie śmieszne - czasem to tylko usiąść i płakać, tak we znaki daje się nadmierne pocenie się, uderzenia gorąca, do tego sama choroba i oczywiście efekt ubocznych branych leków. Wszystko to razem wzięte daje efekt piorunujący. A zapomniałam dopisać nadwagę co również przyczynia się do całego efektu czyli: ociężała, spocona, czerwona, ani to się ubrać ani umalować - jedna wielka tragedia. Gdy jeszcze niedawno słuchałam narzekań koleżanek na te uderzenia gorąca czy zlewne poty związane z menopauzą to tylko współczułam i myślałam, że sama przejdę przez to łagodnie jak moja mama (tak mi mówiła). Teraz przeżywam to sama i powiem - ciężko jest! Tylko, że ja nie wiem czy bardziej dokuczliwe są objawy branych sterydów(pocenie, gorąc bo nadwaga to na pewno) czy samej w sobie menopauzy. Myślę, że jedno nakłada się na drugie i dlatego jeszcze bardziej jest ten trudny czas dla każdej kobiety tak odczuwalny. Mam nadzieję, że to już niedługo minie i będę miała spokój. Eh, kobiety to mają czasem przechlapane...

   



15.01.2015
Wygląda na to, że jeszcze przez dłuższy czas nie schudnę. Mój motywator dietetyczny może sobie "poleżeć w szafie"i poczekać na lepsze czasy. Szkoda. Niestety, musiałam wrócić na wyższą dawkę sterydów (przy mniejszej zaczęła powracać miastenia), nie wiadomo jak długo będę na niej czyli automatycznie przedłuży się czas mojego leczenia Encortonem a tym samym nie spadnie mi też waga. Obym tylko bardziej nie przytyła, bo jak na razie waga ani drgnie. Ciężko mi dźwigać te dodatkowe kilogramy ale też ciężko będzie je zrzucić. Chcę schudnąć choć parę kilo dla własnego zdrowia jak również dla samej siebie  - niedługo moje urodziny i wymyśliłam sobie z tym dniem metamorfozę - inna fryzura i kolor włosów, inny styl ubierania, kosmetyczka i figura sprzed przełomu miastenicznego. Na razie czarno to widzę, przy takim tempie schodzenia ze sterydów, przy pojawieniu się objawów miastenii i konieczności powrotu do dawnej dawki leku o zrzuceniu wagi nie ma co myśleć. A tym samym o zmianie stylu  - póki co nie ma sensu kupować nowych ubrań gdy nie wiadomo czy jeszcze utyję czy troszkę schudnę. Nie ma co zmieniać fryzury, która na razie mi pasuje a dłuższe włosy zakrywają choć trochę "byczy kark".
Chciałbym troszkę schudnąć bo czekają mnie dwa wesela a jako matka panny młodej chcę po prostu atrakcyjnie wyglądać i dla niej i dla siebie. A wszystkie sukienki jakie patrzę, które są w moim guście, podobają mi się są dla osób w rozmiarze 40 - i w tym rozmiarze wyglądają super ale już w większym nie koniecznie. O butach na obcasie to nawet nie ma co marzyć, może jedynie niski obcasik. Do tego okropnie się pocę to nie wiem co by to miała być za sukienka czy inny strój by nie było widać plam po pocie.
Pewnie, że zdrowie najważniejsze i jak będzie potrzeba przyjmowania sterydów jeszcze i rok to będę się do tego stosować i nie będę przejmować się dość dużą nadwagą (chociaż nie, będę się przejmować własnie ze względu na możliwość pojawienia się przy tym innych chorób) ale pomarzyć można, na sukieneczki popatrzeć też można, dążyć do swojej, życiowej wagi też.
Mogę oczywiście popatrzeć na rzeczy w rozmiarze większym ale na razie odpuszczam sobie - dla mnie motywatorem są sukienki w rozmiarze 38-40, do jakiego mam zamiar kiedyś wrócić.

                                             

                    




07.01.2015
Na poprawę humoru - świetne wskazówki dietetyczne - do mnie przemawiają!






05.01.2015
Kiedy ja się ubiorę w te ciuchy które wstawiam na stronie?
Te wszystkie zestawy, sukienki są na szczupłe kobietki, a ja...
Podoba Wam się ta przemiana? Mi bardzo - bo to znaczy, że jak się chce to można. A ja chcę zejść powolutku z mojej obecnej wagi i własnie tą metamorfozę wybrałam jako swój motywator dietetyczny. Co patrzę na nią, widzę siebie teraz i za parę miesięcy. Jeszcze się pocieszam, że mi to nie zajmie dużo czasu ponieważ "aż" tak źle nie wyglądam w punkcie startowym. Inna sprawa czy w ogóle mi się to uda, czy będę mogła trochę schudnąć, czy moja miastenia pozwoli mi wyjść kiedyś ze sterydów, które to właśnie są bezpośrednią przyczyną przybrania na wadze. Jak na razie bez sterydów ani rusz, jak będzie za miesiąc, dwa? Ale spróbować nie zaszkodzi, prawda? Dla mnie to będzie to taka zabawa i próba silnej woli. Nie zamierzam tego robić na siłę, stosować jakiejś specjalnej diety, jakoś bardzo przeżywać faktu, że jednak się nie udaje, że może potrwa to dłużej, Po prostu chcę spróbować. Nie jest to moje postanowienie noworoczne czy jakiś głupi wymysł. Myślę, że ważne jest w tym wypadku moje nastawienie - nie brać tego bardzo na poważnie i nie traktować jako porażki (gdy się nie uda), ponieważ to zdrowie jest najważniejsze i wyjście z choroby ale z drugiej strony robię to właśnie dla swojego zdrowia, gdyż nadmierna waga przyczynia się do powstawania innych chorób, które już odczuwam. I jak tu pogodzić te dwa fakty?
       Ile przytyłam od czasu rozpoczęcia leczenia Encortonem? Jeszcze w sierpniu ważyłam 63 kilo, teraz po 5 miesiącach sterydoterapii ważę 76 kilogramów. Jedni mogą powiedzieć - to nie tak dużo bo ja przytałam/em więcej - dla innych to jednak będzie zbyt wiele. To tylko 5 miesięcy leczenia , nie objadania się przy tym (jedynie na początku, przez jakiś miesiąc miałam okropny apetyt na wszystko ale starałam się pilnować a waga i tak wciąż szła w górę, niezależnie ode mnie - teraz mogę w ogóle nie jeść, nie chce mi się), co będzie przy dłuższym leczeniu tym lekiem? Już wychodząc ze szpitala po przełomie miastenicznym, gdzie zaserwowano mi od razu 70 mg Encortonu dziennie zaczęłam się zaokrąglać na twarzy. Z czasem waga zaczęła przybierać a ja zaokrąglać się coraz bardziej - na twarzy, szyi, ramionach, brzuchu. Było to skutkiem zbierania się wody w organizmie, całkiem normalna reakcja przy braniu sterydów. Pod koniec września byłam na dziennej dawce 55 mg, w połowie listopada na  49 mg. Jednak wciąż przybierałam na wadze, cały ten czas źle się czułam, słaba, taka bez życia, wciąż zmęczona i bardzo senna, wiele dni po prostu przeleżałam w łóżku. Znajomi i rodzina zauważyli zmianę w moim wyglądzie - na gorsze - większa opuchlizna, byczy kark itp. To wtedy wyszło podejrzenie zespołu Cushinga. W połowie grudnia ważyłam 75 kg. Dopiero gdy zeszłam po świętach na 30 mg odżyłam, owszem byłam i jestem wciąż senna ale jakby silniejsza, męczliwość już mi tak nie doskwiera i czuję się "zdrowsza". Przyczyną mojego lepszego samopoczucia mogą być brane leki ale też właśnie zejście ze zbyt dużej dawki Encortonu. Tylko waga nie stoi w miejscu. Według wszelkich prawideł i zdania mojego lekarza, już od jakiegoś czasu powinnam lekko spadać na wadze a opuchlizna z całego ciała schodzić. Jak na razie nic takiego się nie dzieje - chociaż jakbym zauważyła, że coś zaczęło się dziać- mam jakby troszkę mniejsze policzki - oczy mam już większe i widać mi cienie pod oczami.
       Od kiedy zacznę faktycznie tracić na wadze? Gdy moja dzienna dawka Enortonu będzie wynosiła 20 mg - wg. lekarza od tego momentu, co jakiś czas jeszcze zmniejszając ją powinnam już zauważyć powolny spadek wagi. Jeżeli od tego czasu waga nie zacznie spadać będzie to znak, że mam zespół Cushinga i moja chęć schudnięcia nie będzie miała tu nic do rzeczy. Wtedy będę tylko walczyć, by jeszcze bardziej nie przytyć ale o szczupłej sylwetce będę mogła tylko pomarzyć...Jak powiedział lekarz - wtedy ścisła dieta. Do tej chwili czyli do dawki 20 mg mam jeszcze czas, myślę, że pod koniec stycznia powinnam na niej już być i wtedy się wszystko wyjaśni. No i jeszcze sprawa dalszego leczenia Enortonem - całkiem możliwe, że nie będę mogła zejść z niego całkowicie, że może powrócić nawrót choroby i będzie dalsza potrzeba stosowania go, może jedynie w mniejszych dawkach - także ze zeszczupleniem mogą być problemy. Oczywiście mam cichą nadzieję, że jak już "zejdzie " ze mnie zebrana w organizmie woda to ubędzie mi od razu z 5 kilo i wtedy zostanie mi już niedużo do zrzucenia (choćby do 67 kilo). Bo stosowanie jakichkolwiek diet nigdy nie było moją dobrą stroną.
       Dlaczego tak dążę do zrzucenia zbędnych kilogramów i o tym piszę? Przecież moja obecna waga nie jest znowu taka straszna, nie ma co wyolbrzymiać problemu! Właśnie dla swojego zdrowia. Przynajmniej ja tak to rozumiem, lekarz mi tak radzi, jak również przeczytana do tej pory lektura dotycząca miastenii. Ja wiem, że musimy się zdrowo odżywiać, dostarczać osłabionemu organizmowi odpowiednich składników, witamin, że mądrze poprowadzona dieta wspomaga system odpornościowy i może pomóc w walce z symptomami łączonymi z danym zaburzeniem oraz zwiększyć szansę na/czy przedłużyć remisję. Pamiętajmy, że mówię tu cały czas o dobrze zbilansowanej diecie, o zmianie w dotychczasowych nawykach żywieniowych, o zdrowej żywności a nie o dietach oczyszczających  czy typu "jak schudnąć 5 kg w 4 dni". 
A więc dlaczego? Mi po prostu moja waga przeszkadza w : oddychaniu, chodzeniu, ubieraniu się, zakładaniu butów, schylaniu, wchodzeniu po schodach, szybciej się męczę, mocniej pocę. Do tego puchną mi nogi, mam problemy z układem krążenia, sercem, ciśnieniem, zbyt wysokim cholesterolem, podejrzenie zespołu Cushinga. Jeżeli nie zadbam o siebie może być tylko gorzej a ja chcę jeszcze sobie dobrze, spokojnie i długo pożyć.                                                                             Trzeba tylko: samodyscypliny! samokontroli! diety! aktywności fizycznej dostosowanej do swoich możliwości! To nieduża cena jaką płaci się za polepszenie jakości życia czy spowolnienia rozwoju choroby lub szansy na remisję. Po prostu trzeba wziąć się za siebie - tak łatwo się mówi i pisze, gorzej to wychodzi w życiu...(oj, już widzę, że będzie trudno).
Chcę zaznaczyć, że moja nadwaga nikomu nie przeszkadza, ani mężowi (jak mówi, kochanego ciałka nigdy za dużo) ani rodzinie, każdy też rozumie z czego to wynika. Także nie jest to podyktowane względami estetycznymi czy głupim widzimisię. Ja rozumiem to jako dbanie o swoje zdrowie a wy?
motywator:stylowi.pl




03.01.2015
Świetne zestawy, prawda? Lubię przeszukiwać internet w poszukiwaniu właśnie takich stylizacji . Jak zwykle prostych, niewyszukanych, wygodnych, na każdą okazję. Takich, które mogą być inspiracją do mojego stylu ubierania, które mogą pasować do mojego wieku. Bo czasem nachodzą mnie wątpliwości - czy w moim wieku można się tak ubierać, czy tak wypada? Jestem pewna, że tak ale jednak... Mieszkam w małym mieście gdzie każdy na każdego zwraca uwagę, obserwują się, wszystko widzą. Nienawidzę tej małomiasteczkowej mentalności (choć, wiem że mnie ona też ogranicza jednak trochę nasiąkłam tym mieszkając od lat w małym mieście), wolałabym być bardziej anonimowa.




                                           
     































źródło: stylowi.pl






31.12.2014


                                    









30.12.2014
Na poprawę humoru



Chociaż ja nie wiem czy mi tak śmieszno. Troszkę na pewno przytyło się po świętach a to jeszcze nie koniec. Łatwo przyszło, łatwo poszło? No w tym wypadku nie bardzo... Mi będzie bardzo trudno zrzucić choćby kilogram (przez sterydy). A tak bym już chciała troszkę zrzucić z wagi - niestety waga chyba jakaś popsuta, wciąż pokazuje o wiele za dużo!










24.12.2014
Świąteczne życzenia



Stołów pięknie ozdobionych,jadłem suto zastawionych
i prezentów z dwa tuziny,
niech zazdroszczą Wam rodziny!
Żadnych sporów, żadnych kłótni,
niechaj nikt nie będzie smutny
- grunt to dobre wieść pożycie,
a karpiowi... daruj życie!
I każdemu - przyjaciela,
co czasami łzę ociera...
i wszystkiego co Wam trzeba,
no i jeszcze gwiazdki z nieba.











23.12.2014
W co się ubrać na święta? Macie ten problem? Co roku to samo - nie mam co na siebie włożyć! Dotąd może nie był to dla mnie wielki problem ale teraz gdy tak przytyłam, naprawdę nie mam co na siebie włożyć!Wszystko za szczupłe, za wąskie, jakieś obcisłe. Z rozmiaru 38 przejść na 42 w ciągu 5 miesięcy nie jest ani wesołe ani budujące. Nie ma się co dziwić, że w szafie nie ma nic właściwego do ubrania bo do tej pory nie było mi potrzebne.Teraz nie mam zamiaru nic kupować większego rozmiarowo bo: po pierwsze szkoda kasy, po drugie mam wielką nadzieję, że jest to okres przejściowy a nie stały, że jak zacznę już schodzić całkiem ze sterydów to i waga spadnie i ja zacznę wchodzić w swoje stare ubrania. Nie ma się co przyzwyczajać do luźnych rzeczy (ale jakich wygodnych), do swojego obecnego wyglądu, nadwagi - na co mi wydawać pieniądze na ciuchy - a co ja potem z nimi zrobię jak już schudnę?
Ale jestem rozsądna, nie? Sama siebie zadziwiam. Sama siebie oszukuję. Piszę tak a jako kobieta  to z chęcią bym poleciała do sklepu coś sobie kupić, coś eleganckiego, prostego - jakaś mała czarna? Ale jestem kobietą nie dysponująca gotówką i wiem, że nie mogę sobie pozwolić. I tak rozsądek wygrywa z przyjemnością.
Eh, ciężkie czasy. Chciałoby się czasem tak połazić po sklepach, nie zwracać uwagi na wydawane pieniądze i kupować co się się spodoba. Chociaż raz w życiu...


22.10.2014
ŚWIĄTECZNIE?

 






01.12.2014  MAGIA JEST W NAS - KAŻDA Z NAS JEST INNA, KAŻDA NA SWÓJ SPOSÓB PIĘKNA.


             







27.11.2014
Troszkę przykre, nie?





24.11.2014
Nie tak łatwo pisać o dbaniu o urodę, o modzie czy ogólnie o dbaniu o siebie na co dzień, gdy aktualnie samemu się przytyło, nie wygląda się atrakcyjnie i nosi na sobie jakieś worki. Rad to ja udzielać nie mogę, pewnie jeszcze sama ich potrzebuję. No ale cóż zrobić, 4 miesiące brania sterydów robią swoje. Z rozmiaru 38 przeszłam na 42 - ogólnie przytyło mi się 8 kilo. Przy wzroście 164 cm ważę teraz 73 kilo - dużo to czy jeszcze w miarę? Według własnego uznania - dla mnie za dużo, czuję się z tą nadwagą źle. I nie chodzi tu o atrakcyjność zewnętrzną - zawsze dbałam o to by się przede wszystkim samej sobie podobać i z samą sobą czuć się dobrze. A teraz wyglądam źle i tak też się czuję. Opuchnięta twarz, szyja i kark, opona na brzuchu, ociężałość, potówki na czole, czerwona klatka piersiowa, ciągłe pocenie się, zmęczenie, złe samopoczucie spowodowane samą chorobą i mocnymi lekami - działają niezbyt twórczo, zniechęcają do patrzenia w lustro, wpływają również bezpośrednio na stan emocjonalny - a wiadomo, jak się człowiek źle czuje to nie chce mu się myśleć o wyglądzie, nawet o myciu włosów. Nic mu się nie chce. A jak już z domu praktycznie nie wychodzisz to rzeczywiście czasem ogarnia cię apatia, marazm i całkowity brak chęci do dbania o siebie. No bo niby po co, dla kogo, i tak mnie nikt nie widzi. Do tego te sterydy - skoro już i tak utyłam to mogę chyba już sobie pozwolić na dodatkową czekoladkę czy kawałeczek ciasta, po co mi teraz dbać o linię czy stosować jakąś dietę. Nic mi to teraz nie pomoże a ja zaspokoję chęć na coś słodkiego czy w ten sposób odreaguję stres. No ja niestety stres zagryzam słodkim - zawsze tak było, teraz muszę przystopować bo i wiek i hormony i leki - zdaję sobie sprawę, że działam na swoją niekorzyść. Nie podobam się sobie obecnie, patrzę w lustro bardzo krytycznie i widzę całkiem inną kobietę. Gdzie ten uśmiech, wdzięk, chęć życia, energia? Gdzie ta kobiecość? Bo to można sobie pisać mądre rzeczy typu - kobiecość przejawia się w charakterze, sile, subtelności, delikatności itp. ale jak do tego dołączyć ładne opakowanie to jednak czujemy się same o wiele lepiej, prawda?
Do tego ubieram się teraz w jakieś workowate, szersze tuniki, koszule - tak by było wygodnie ale żeby jeszcze jakoś wyglądać, tzn. przykryć tą nadwagę. Dobrze, że w ogóle mam co na siebie włożyć, przecież wszystkie rzeczy leżą teraz bezużyteczne bo po prostu są za małe. I gdy o tym pomyślę to czuję dyskomfort psychiczny, jakieś głupie, niedorzeczne nawet w tym momencie myśli się pojawią typu - jak można się doprowadzić do takiego stanu? No cóż, ja mam przynajmniej logiczne usprawiedliwienie ale gdy jestem "na mieście" i widzę rzeczywiście niezadbane kobiety, koleżanki to się trochę dziwię. Ale ich sprawa.
Nigdy nie miałam dużych wymagań.Nigdy nie ubierałam się w lepszych sklepach bo mnie na to po prostu nie było stać (zresztą za większość rzeczy to szkoda dawać tyle kasy) a teraz na rencie tym bardziej(no chyba, że wyprzedaże) - ja chodzę po lepszych lumpeksach - cuda można tam znaleźć. A w takie dobre, markowe ciuchy, kosmetyki zaopatrują mnie od czasu do czasu córki (dzięki im za to).
Ale popatrzeć lubię, oko nacieszyć, czasem "pochorować" na jakąś rzecz, która wyjątkowo mi się podoba, podpatrzyć jak się ubierać, jak umalować by zawsze, obojętnie w jakim wieku dobrze wyglądać. I teraz też często siedząc na komputerze, przeglądam różne kobiece strony - zapisuję sobie zestawy ubrań (jak poniżej), fryzury które mi się podobają(co nie znaczy, że ja będę w takiej dobrze wyglądać), czy jak dbać o skórę, jak schudnąć, jak się zmotywować. Bo przecież nie będę cały czas chora, nie będę wciąż na takich lekach, schodzę ze sterydów - wprawdzie powoli ale jednak - czyli nadejdzie ten czas, kiedy wrócę do swojego normalnego rozmiaru. Przynajmniej taką mam nadzieję ale motywację mam (ciekawe tylko jak to będzie z chęciami, bo to nie zawsze idzie jedno z drugim). Na razie staram się jakoś codziennie wyglądać, żeby nikt się mnie nie przestraszył, a ja jeszcze mogła na siebie patrzeć. Nie zawsze mi to wychodzi, przyznaję, czasem brak sił i chęci ale od czegoś trzeba zacząć. Mam zamiar wklejać tu sobie na stronie ciekawe porady typu - jak dopasować ubiór do sylwetki, jak finezyjnie założyć apaszkę czy chustę, jak powiększyć oczy czy co robić by zwiększyć metabolizm by łatwiej, szybciej, bez męczenia się wspomóc swoją walkę z nadwagą. Także nie dziwcie się, gdy zobaczycie tego typu porady. Może Wam też się przydadzą?



Na razie wyglądam tak jak na załączonym obrazku - schudnąć nie mogę.
źródło: zuzizaz.soup.io




10.11.2014
Takie proste są te zestawy, swobodne  i wygodne (te poniżej również) - wklejam je tu tak na przyszłość, dla siebie - bardzo mi się podobają. Wydaje się, że nie trzeba dużo by dobrze, fajnie, młodo się ubrać. Bo te zestawy takie uniwersalne, dla kobiety w każdym wieku - oczywiście jeżeli lubi taki styl.



      








31.10.2014

                                      







19.10.2014
Przeglądam ostatnio strony z sukienkami, zestawy na imprezy, wesela - w prawdzie mnie wielkie imprezy czekają dopiero prawdopodobnie na drugi rok ale nie zaszkodzi popatrzeć, podpatrzeć, znaleźć coś dla siebie, zobaczyć co się nosi.
Musiałam dać tutaj te dwa super eleganckie - wg. mnie- zestawy. Ogromnie mi się podobają kolorystycznie, wyróżniają się prostotą a jednocześnie mają styl, zwracają uwagę - każda kobieta musi czuć się w tym piękna. No i fajnie byłoby mieć choć jeden taki zestaw w domu - tak na okazję.
Chciałabym kiedyś móc ubrać się tak elegancko a przy tym czuć się piękną i zgrabną. Ale po pierwsze - ja i sukienka czy spódnica - nie noszę się tak od lat, nigdy nie lubiłam tak chodzić ubrana! W mojej szafie nie ma tego typu rzeczy (tak ostatnio popatrzałam, to w ogóle same stare łachy wiszą ). Po drugie - kompleksy to moje drugie imię - przecież ja mam za grube nogi, kostki to wcale nie mam, no dwa kołki i tyle. Jak tu założyć sukienkę do kolana czy za kolano? Chyba tylko taką co zakrywa jeszcze buty - dla mnie była dobra, letnia moda i długaśne, przewiewne, leciutkie sukienki - i owszem takie mam. Ale nic po za tym. Coś czuję, że na drugi rok będę miała problem z doborem stroju - a muszę wtedy wyglądać wyjątkowo.
Ale żeby tak się ubrać to trzeba najpierw schudnąć, zejść ze sterydów - teraz jestem opuchnięta na twarzy, mam byczy kark, dobrych kilo więcej. Źle się z tym czuję, bo zawsze byłam szczupła ale rozumiem to, choroba, leki robią swoje i kto wie czy w ogóle będę mogła zejść ze sterydów do tej pory. Ale pomarzyć można, oko nacieszyć też, jakiś ambitny plan sobie ułożyć na przyszłość i chyba kasę zaczaą odkładać - to raczej nie są tanie zestawy...






13.10.2014


                                    







11.10.2013
Chusty, szale, kominy - mam bzika na tym punkcie. Chyba dobrze, że nie mam pieniędzy bo sporą część mogłabym przepuścić po prostu na tego typu akcesoria, dodatki do stroju - które uzupełniają moja skromną garderobę a jednocześnie za każdym razem ożywiają strój, inspirują, wyrażają mnie, moją osobowość ale i humor. Możliwości noszenia ich, wiązania jest wiele, zależy od fantazji, pory roku, ubioru. Przyznaję, mam dużo wszelkich, o różnych kolorach, wielkościach, z różnych materiałów chust. Będąc w Galerii zawsze zatrzymuję się przy stoisku  z chustami - mogę tu "oczy nacieszyć", niestety przeważnie jest tak, że tylko stoję, dotykam, przebieram która ładniejsza - ale też patrzę na ceny - a one zwalają mnie z nóg. Oczywiście zawsze  "rzucają mi się na oczy" te oryginalne, ciekawe ale niestety tez najdroższe. Ze sklepu przeważnie wychodzę "chora" na jakąś z chust i zła ale nie ma to jak wyprzedaże- jedyna okazja do złapania czegoś fajnego, oryginalnego i niedrogiego. Będąc na rencie muszę inaczej planować budżet, nie mogę pozwalać sobie na moje fanaberie - tym bardziej, że ja po prostu nie mam umiaru - mam pełne szuflady szali a wciąż bym dokupywała, bo wciąż pojawiają się nowe, o nowych wzorach, materiałach, kolorach. Niektóre tak bajeczne...
Moja miłość do wszelkiego typu wielkich szali i chust urodziła się, gdy przebywałam dłuższy czas w Anglii - w tym czasie w Polsce tworzono dopiero galerie handlowe, zaczęły dopiero pojawiać się sklepy z tego typu dodatkami - a w Anglii to był raj. Dla mnie nowość, pomysł na coś nowego, na ciekawy dodatek do marynarki, kurtki czy bluzeczki. Podobało mi się, że noszono się tak niezależnie od wieku - wystarczyło naprawdę niewiele by kobietka dojrzała fajnie, młodo wyglądała. I gdy u nas też zaczęto tak się nosić (nie tylko młode dziewczyny), podchwyciłam temat i chusta zaczęła towarzyszyć mi na co dzień.
Własnie dzisiaj, całkiem niespodzianie trafiłam na wyprzedaż w całkiem normalnym dyskoncie i udało mi się kupić bardzo tanio, prześliczną, o wielu lekko, zlewających się barwach wielka chustę - jestem bardzo zadowolona, od razu poprawił mi się humor a świat nabrał kolorów. Czasem tak niedużo trzeba by się cieszyć...






30.09.2014

Uwielbiam taki styl i takie kolory.


...














































25.09.2014
Bardzo mi się podoba ta fryzurka - niby nic, prosta, łatwa - ale taka wdzięczna, świeża, młoda.
Chcę taką mieć.
Jak na razie mam włosy do ramion  - z lenistwa i wygody. Po prostu nie ma przy nich roboty. Rano wstaję, zepnę ozdobną spinką w kok, trochę włosów puszczę luzem po bokach i gotowe. Ale to się zrobiło nudne. Myślałam o zmianie fryzury z półdługich na krótkie - krótkie fryzurki są bardzo wdzięczne ale jednak teraz przy mojej napuchniętej twarzy (od sterydów) i grubej szyi byłoby to dla mnie katastrofą - może kiedyś, jak schudnę.

Cudowny kolor włosów - podoba mi się od lat. Ale jest odważny (tzn. ja tak myślę), zwracający uwagę, a ja na siebie nie lubię zwracać uwagi.
Mam ochotę zaszaleć, zmienić kolor włosów własnie na taki - tylko mam pytanie - czy przy mojej opuchniętej twarzy (od sterydów) nie za dużo tego "nowego"- czy ten kolor odwróci uwagę od twarzy czy własnie jeszcze bardziej uwypukli okrągłą twarz? Może jednak zostawić sobie takie eksperymenty na potem, już po sterydach?
No, takie dylematy kobiety i wciąż niezdecydowanie - obojętnie ile ma się lat.







18.09.2014
Przyznaję, zaniedbałam się ostatnio. Chyba pierwszy raz tak źle się wciąż czuję fizycznie i psychicznie, że nie chce mi się nic. Dosłownie! Jakoś ten przełom, załamanie chorobowe odbiło się dotkliwie na zachwianiu emocjonalnym, stresie, przybiło mnie, zużyło moje całe siły - że tak bardzo i tak długo już  nie mogę się ogarnąć, wziąć za siebie, zdyscyplinować się, nabrać jakoś energii życiowej, entuzjazmu, wiary w siebie. A może to i sterydy robią swoje bo jednak "dzięki nim" czuję się rozbita, znerwicowana, gruba. Przekłada się to równocześnie na mój wygląd zewnętrzny i moje samopoczucie.
Dzisiaj nie jest dobry dzień! Mam doła, dużego doła, którego sama sobie napędzam swoim krytycznym myśleniem o sobie. Wiem o tym ale co z tego? Czasem jestem po prostu głupia i wmawiam sobie różne takie dołujące głupoty. Dzisiaj przyszedł właśnie taki dzień na samoocenę swojego wyglądu zewnętrznego. No, łagodnie mówiąc - dobrze nie jest.
Patrzę na siebie w lustro i co widzę? Stoi niewysoka kobieta w dojrzałym wieku, z opuchniętą twarzą i szyją, całą zaczerwienioną klatką piersiową, z widocznym ciemnym wąsikiem nad wargą, krostami na czole, tworzącą się oponką na brzuchu, trzęsąca się i rozdygotana - która absolutnie nie poznaje samej siebie sprzed przełomu. Patrzę na siebie i płakać mi się chce - jak ja wyglądam?  Do tego dzisiaj zachciało mi się zmieniać kolor włosów - zmian mi się kurczę zachciało! Owszem, jeżeli na korzyść to czemu nie ale jak się po farbowaniu włosów wygląda jak stara miotła? Co mi przeszkadzało w słonecznym blondzie? Co za diabeł mnie podkusił by nałożyć sobie popielaty jasny blond? Chciałam coś zmienić, wyglądać atrakcyjniej (może by odwrócić uwagę od opuchniętej twarzy) a zrobiłam sobie krzywdę i teraz wyglądam jak stara, szara miotła! Widzicie mnie? Także macie mój pełny obraz, wiecie jak wyglądam. Koszmar, ot co! Dołączcie do tego cienie pod oczami, zły humor, trzęsące się ręce, bolące nogi (nadal ciężko i powoli mi się chodzi) a zobaczycie starą wariatkę.
Hmm, co by tu sobie jeszcze "miłego" powiedzieć? Na razie nic nie przychodzi mi do głowy. Może to i dobrze. Czasem mam po prostu takie dni, chyba jak każda kobieta . Do tego te sterydy... Rozwalają mnie, nie dają dojść do jakiejś równowagi psychicznej.
Tylko mi nie mówcie, że liczy się teraz tylko zdrowie, odpowiednie leczenie przynoszące efekty, pozytywne myślenie, wiara w siebie itp. bo tylko to jest obecnie ważne a nie wygląd czy dodatkowe kilogramy - na co dzień świetnie sobie z tego daję sprawę i nie mam problemów z sama sobą, lubię siebie ale niestety nie dzisiaj. Nie ma się co czarować - wygląd też jest ważny. Przecież od razu lepiej się czujemy, głowa idzie idzie wyżej a pierś unosi do przodu - gdy czujemy się atrakcyjne, prawda?




07.09.2014
Jesteście zawsze przygotowane do pobytu w szpitalu? Macie coś tam przygotowane w pogotowiu, tak na wszelki wypadek? Ja jeszcze nie tak dawno o tym nawet nie myślałam, śmiałam się z mojej mamy, która zawsze w jednej szufladzie komody ma przygotowane najpotrzebniejsze rzeczy do szpitala. - czyli piżama, szlafrok, bielizna, ręczniki, laczki pod prysznic, przybory toaletowe itp... Ona nauczona doświadczeniem  (od lat choruje), wie, że wszystko się może zdarzyć. Od jakiegoś czasu sama też tak robię. Po każdym pobycie w szpitalu, wypraniu, wyprasowaniu, wykładam wszystko z powrotem w jedno miejsce, by potem nic nie szukać i zawsze mówię domownikom w którym miejscu mam te niezbędne rzeczy szpitalne. To się przydaje w chwili paniki, szybkiego pakowania i wyjazdu, kiedy wszyscy są w nerwach. Tak też było ostatnim razem - spakowanie się zajęło mi chwilę. Oczywiście zawsze pamiętam o kosmetyczce i włożeniu tam zapasowego masła do ciała, kremu do rak , zapachowej mgiełki do ciała, no i maszynkę do golenia. Głupie? Nie! Bo jednak w szpitalu też trzeba jakoś wyglądać, mimo tego jak źle czy słabo się czujemy. Taka natura kobieca. Niedawno pisałam, że lubię ładnie pachnieć, mieć różnego rodzaju masła czy balsamy nawilżające do ciała. Pisząc to nie wiedziałam, że tak szybko okaże się, jak dobrze jest to mieć w szpitalnej kosmetyczce.
Pobyt w szpitalu, mój pierwszy przełom miasteniczny , moja wynikająca z niego czasowa niepełnosprawność, silne osłabienie spowodowały , że jakiś czas leżałam unieruchomiona w łóżku, niezdolna do samodzielnego mycia się - pomagały mi pielęgniarki. Ale przy włączonych sterydach człowiek tak bardzo się poci, na sali gorąco, lekarze wciąż przychodzą, dotykają , fizjoterapeutki - same wiecie jak można się czuć niekomfortowo w tej sytuacji. I mimo, że ledwo "dychałam" codziennie psikałam się mgiełką do ciała - by przede wszystkim samej lepiej się czuć psychicznie. Po przeniesieniu na salę ogólną, gdy już mogłam samodzielnie coś koło siebie zrobić, trzeba było powolutku zacząć golić nogi czy pod pachami. Gdy z jednej strony uważałam to za absurdalne i głupie - w końcu leżę ciężko schorowana w szpitalu a nie w SPA, nie muszę i nie chce mi się myć głowy, czy właśnie golić się - to z drugiej strony, gdzieś w podświadomości tkwi zakodowana myśl, że jednak trzeba o siebie zadbać, zmusić się do tego, to jakiś początek życia po ciężkich przejściach.Normalnie jakiś dyskomfort się czuje, tym bardziej jak widziałam obok siebie starsze ode mnie kobietki, poruszające się o kuli czy przy pomocy wózeczka, również osłabione jak ja ale też golące sobie nogi, czy wmasowujące jakieś kremy! Szczerze powiem czasem mnie to wkurzało! No bo dlaczego kobieta nawet w szpitalu dba o siebie, chce czuć się dobrze, czysto, świeżo a taki mężczyzna (oczywiście nie każdy) ma to gdzieś? Chodzi po korytarzu zaniedbany, w rozchłestanej koszuli, z wywalonym brzuchem, niezbyt świeży i ma to po prostu gdzieś, nikt mu tego nie wypomni, nic nie powie, nikt nie uzna, że nie dba o siebie?! A o kobiecie co powiedzą, nawet współkoleżanki z pokoju?
Nigdzie nie ma sprawiedliwości! I tak, każda z nas - ta lepiej czy gorzej się czująca, młodsza czy starsza wiekiem, stara się zadbać o siebie (czy się chce czy nie) - ściąga się z łóżka i robi się na piękną. Czasem tak ciężko być kobietą...
                                     


02.09.2014
Na polepszenie humoru - gdy widzę siebie w lustrze. Sterydy wypychają mi policzki - zaczynam przybierać na wadze, pocę się niemiłosiernie, ogólnie atrakcyjnie nie wyglądam.







28.08.2014
Przepraszam Wszystkich za brak aktualnych wpisów. Spowodowane jest to moim długim pobytem w szpitalu związanym z moim złym stanem zdrowia. 6 sierpnia znalazłam się w szpitalu w trybie pilnym - przełom miasteniczny mnie dopadł. Ciężko było ale powolutku, powolutku dochodzę do siebie. Także wpisy będą tylko muszę nabrać sił.







25.07.2014
Myśl dnia.








15.07.2014
Lubicie ładnie, kusząco, uwodzicielsko pachnieć? Ja uwielbiam. Przez dłuższy czas, praktycznie przez lata moim ulubionych zapachem była czekolada - wszystko co czekoladowe - żel pod prysznic, balsam do ciała, nawilżający krem do ciała, mgiełka do ciała czy perfumy z nutą czekolady. Z czasem polubiłam inne zapachy, ale zawsze są to zapachy słodkie, owocowe a perfumy z piżmem- długo ulubionymi perfumami były: Opium, Belle Dopium -ale to ciężkie perfumy, nie nadawały się do pracy czy na dzień .Teraz też je kocham ale dłuższy już czas kupuję 5th Avenue - Elizabeth Arden, które stosuję na co dzień. Teraz przy mojej rencie, kosmetyki kupuje mi córka, co nie jest dla mnie komfortową sytuacją - uważam, że to ja powinnam jej robić ale prezenty, no ale mnie po prostu na nie stać.
Moje trzy ulubione kosmetyki, które mam zawsze w kosmetyczce-  a jak idę do szpitala to biorę któryś z nich obowiązkowo (kto powiedział, że w szpitalu nie mogę pachnieć?) to: mgiełka do ciała o zapachu wanilii, nawilżający balsam do ciała i masło do ciała. Zapachy cudowne, długo się utrzymujące na ciele a do tego świetnie wchłaniające się w ciało. Oczywiście nie stosuje ich wszystkich od razu. Smaruję się jednym balsamem czy masłem na przemian ale mgiełkę używam często w ciągu dnia. Szczególnie masło do ciała "Sanctuary"- luksusowy krem ze słodkich migdałów - ma urzekający, długo utrzymujący się zapach. Używam go od lat i nie mam zamiaru z niego rezygnować.
.


20.06.2014
Im jestem starsza tym jaśniejsze mam włosy. Ja, od urodzenia ciemna brunetka - teraz jestem ciemną blondynką. Tzn. mam słoneczny, ciepły, rozjaśniający moją twarz kolor włosów. I dobrze z mi tym, w co jeszcze niedawno bym nie uwierzyła. Włosy zaczęłam rozjaśniać jakieś trzy lata temu, ale tak nieśmiało, bałam się zmian, nie chciałam idiotycznie wyglądać, byłam "przywiązana " do swojego koloru włosów. Ale włosy zaczęły siwieć, więc trzeba było zrobić chociaż delikatny balejaż. Też było mi ładnie. Ale czas leciał, o włosy trzeba dbać, chodzić do fryzjera a fryzjer tani nie jest. Niestety był to czas, że trzeba było wybierać albo ja i dbanie o siebie albo przysłowiowy chleb. Dlatego wybierając chleb nie zrezygnowałam z dbania o siebie ale zrezygnowałam z balejażu - po prostu przy pomocy córek kupiłam farbę do włosów. Wyszło taniej i przy tym zostałam. Ostatni raz byłam u fryzjera w marcu - przyszła wiosna, czas na zmiany to i mi zachciało się zmienić coś w swoim wyglądzie - wyszło świetnie, wyglądałam super, ale jak zwykle po jakimś wystąpił ten sam problem -brak kasy na zrobienie odrostów - dlatego wybrałam wariant tańszy i dobrze sprawdzony czyli kupno farby w sklepie i nałożenie jej sobie w domu. A ponieważ jedna z córek uczy się na fryzjera to potrafiła i doradzić mi kolor farby i fachowo mi ją nałożyć. Przekonałam się do jasnego koloru, czuję się w nim młodziej, jaśniej, radośniej, pewniej. Przy nim zostanę, przynajmniej przez jakiś czas bo lubię zmiany - oczywiście te na lepsze.

Pamiętajcie ...♥♥♥




15.06.2014

Jak stracić na wadze? Oto jest odwieczne pytanie kobiety na które bardzo trudno znaleźć dobrą odpowiedź. No bo, żeby tak schudnąć bez wyrzeczeń! Nie mam silnej woli za grosz - i wstyd mi przed samą sobą. Lubię słodkości, lubię ciasta, lody czekoladowe, lubię truskawki, czereśnie i winogrona.
To, że lubię nie znaczy, że jem je w jakiś ilościach ogromnych - nie, spokojnie. Jak ciasto to kawałeczek, jak cukierek czy czekolada to po troszeczku, bez przesady. Ale codziennie choć jeden cukierek musi być - choruję dosłownie gdy nie zjem czegoś słodkiego.
A przecież, my chore na miastenię musimy trzymać dietę, nie możemy pozwolić sobie właśnie na różnego rodzaje słodkości. Wiecie jak załatwiam sprawę odchudzania-robi to za mnie miastenia - bo są dni, gdy nie mogę nic jeść, wszystko staje mi w gardle. I wtedy chudnę, nawet sporo by znów za parę dni troszkę przybrać na wadze. Ale ogólnie jestem zadowolona - jestem szczupła.






13.06.2014
Dzisiaj Święto Dobrych Rad
Ja mam jedną dla mężczyzn (szczególnie tych młodych) - bo widzę jak traktują niektóre kobiety, jakie mają co do nich wymagania a sami ech...szkoda gadać.


Wkurza mnie, że dziewczyny czy kobiety pozwalają na tą krytykę i co najgorsze - robią wszystko, by sprostać tym wymaganiom - czyli muszą być szczupłe, takie żeby mężczyzna mógł się nią pochwalić kolegom. One robią wszystko by mu się podobać a i tak słyszą tylko i wyłącznie wciąż krytykę - w końcu wpadają w kompleksy, robią się zgorzkniałe, złośliwe co do innych kobiet czy koleżanek. A co robi ich mężczyzna ? Wyleguje się na kanapie z piwem i pilotem w ręku - Pan jest zmęczony! Brzuch im  rośnie ale mózg to już chyba nie bardzo. Może brzmi to obraźliwie w stosunku do mężczyzn czy kobiet - ale nie piszę tu o wszystkich mężczyznach czy kobietach. Ale tak w życiu jest, takich widzę na ulicy, słyszę ich rozmowy; takich spotykam w rodzinie czy u znajomych. I nie mogę tego ścierpieć. Jestem bardzo wrażliwa na tym punkcie, w ogóle na traktowaniu nas, kobiet czy młodych dziewcząt. Już nie chcę mówić, że takie są dziewczyny, że to im pasuje i podoba się. Jestem ze średniowiecza i wymagam dużo więcej. I nie pozwalam na wiele. Szanujmy się kobietki i nie dajmy sobą pomiatać.



02.06.2014

                                        Zdjęcie
www.facebook.com/ZakazNarzekania?fref=ts

Potrzebujemy takich słów, prawda? Jak słońca , jak powietrza, jak radości na każdy nowy dzień. Życzę wszystkim i sobie też - byśmy jak najczęściej te parę słów słyszały - słów, które rozjaśniają nas wewnętrznie i powodują, że życie jest łatwiejsze i prostsze.



28.05.2014
Może to głupie ale muszę się wam pochwalić, co przysłała mi córka! To ona wymyśliła sobie, że odpowiada za moja urodę, za świeżą, nawilżoną cerę, zdrowe włosy. To ona pierwsza uświadamiała matkę, że mam stosować krem na dzień i na noc, że mam stosować odżywki do włosów, że mam używać kremu z wysokim filtrem, dobierała mi odpowiedni antyperspirant na moje pocenie się (od leków). Nauczyła mnie jak mam nakładać makijaż, dobierać odpowiedni puder. No cóż, na naukę nigdy nie jest za późno a jeszcze na taką! Nie dziwcie się, że tak mi o tym mówiła, no truła prawie - cały czas stosowałam jakieś kosmetyki, może nie te z najwyższej półki (no, dobra, te ze średniej też nie wchodziły w rachubę - nie było mnie stać) - ale gdy już weszłam w pewien wiek i trzeba było bardziej zadbać o siebie - to własnie ona się tym zajęła. Zaopatrywała mnie i robi to dalej w różne sprawdzone dla mojej cery kosmetyki. Jestem jej bardzo wdzięczna. Córka chce, żeby mam wyglądała wciąż atrakcyjnie i młodo a ja się z tego cieszę!





20.04.2014
Mój styl.
Nie od razu ma się swój styl, ten proces czasem trwa latami - podyktowany metodą prób i błędów, zmianą obowiązującego stylu mody w danym okresie, etapami dojrzewania, zmianami sylwetki - po latach wypracowałam swój styl, w którym czuję się dobrze, zawsze młodo, na luzie i swobodnie.
Nie noszę sukienek ani spódniczek. Czy czuję się przez to mniej kobieco? Nie! I nigdy tak nie pomyślałam.
Noszę dżinsy, tuniki i kardigany - stroje wygodne, praktyczne ale też eleganckie. Wszystko zależy od dodatków, rodzaju wyjścia - czyli gdzie i do kogo idę - mojego humoru i pogody.
Sukienek nie noszę od lat - mam może dwie i to letnie, długie do kostek, jak dla mnie przepiękne - takie na większe wyjścia. Nigdy nie lubiłam chodzić ubrana tak" kobieco" - źle się czułam, było mi niewygodnie, krępująco. Nie czułam się sobą. Owszem gdy widzę w sklepie,na wystawie, u innych kobiet - piękne, jasne sukienki , w cudownych kolorach i fasonach - myślę, że wyglądają oszałamiająco, pięknie, dziewczęco, wdzięcznie ale to nie dla mnie. Dopasowane modne dżinsy i biała bluzeczka też potrafią zdziałać cuda.



15.03 2014
Nie mam co na siebie włożyć!

                                     



10 marzec 2014
Zaszalałam!
Czuję się świetnie! Mam nową fryzurę i parę nowych ciuchów.Tego właśnie mi było trzeba by poczuć się kobietą, by zmienić się na wiosnę, by przeszła zimowa chandra i uczucie ciągłego smutku. Odzyskałam lepsze samopoczucie, czuję i widzę, że mogę jeszcze wyglądać dobrze i atrakcyjnie, od razu mam podniesioną głowę, wyprostowaną sylwetkę - nie chowam się. Czuję się pewniej, młodziej i od razu jakoś zdrowiej(pewnie znowu usłyszę od koleżanek, że symuluję chyba chorobę bo nie wyglądam na chorą).A zresztą co mnie to obchodzi? Ja czuję się świetnie, wyglądam dobrze i z tego się cieszę. Mam powód do radości, w końcu w życiu nie ma ich zbyt wiele a czasem tak niewiele potrzeba. Do tego ta cudowna pogoda, słońce i wiosenne kwiatki w ogrodzie sprawiają, że cieszę się życiem.
Nie wydałam na siebie za dużo (a obecnie muszę liczyć się z każdym groszem).Raptem 150 zł. - 100 zł fryzjer, 50 zł ciuchy. Wiele osób powie, że to mało, to nic -ja niedawno też tak mówiłam ale wtedy pracowałam. Teraz przebywając na rencie było to z mojej strony istne szaleństwo, ale kurczę potrzebowałam tego, w końcu nie tylko chlebem człowiek żyje.
Oczywiście przed wyjściem do fryzjera przewertowałam internet w poszukiwaniu nowych trendów, nowych stylizacji, kolorów, mimo, że ogólnie wiedziałam o co mi chodzi. O dziwo fryzjerka doradziła mi jak będzie najlepiej, co zrobić by młodziej i korzystniej wyglądać.Wybrałam efekt Sombre-nowy trend w koloryzacji - czyli bardzo delikatne pojaśnienie włosów, które skupia się na pojedynczych partiach, przez co uzyskuje się płynne przejście pomiędzy kolorami. Chciałam osiągnąć efekt ciekawy, modny i przede wszystkim praktyczny, taki , żeby nie latać co miesiąc do fryzjera z odrostami. No i włosy trochę skróciłam. Jestem bardzo zadowolona z efektu, jedyny minus to taki ,że krótsza fryzurka to i nie będzie można związać włosów w kucyk tylko czasem pomęczyć się z prostownicą czy lokówką co przy moich słabych rękach może być od czasu do czasu problemem. Ale nic to...W tej euforii samozadowolenia wstąpiłam do galerii, gdzie trafiłam na wyprzedaż dżinsów-jasnych, jak chciałam i również z wyprzedaży kupiłam tunikę. Kocham taki styl ubierania- dżinsy i dłuższa tunika- na luzie,wygodnie, modnie, kolorowo.Po prostu zaszalałam i jestem dzisiaj szczęśliwa.
A tak w ogóle - dlaczego fryzjer damski jest taki drogi, co?!!!


4 marzec 2014 
Czas iść do fryzjera!
Znowu nie mogę się sama uczesać! Rano normalnie płakać mi się chciało z tego powodu - to takie dołujące!
Pozwoliłam swoim włosom urosnąć.Mam je teraz do ramion, fryzurka praktyczna i ładna, bo i związać w kucyk czy koczek można,spiąć ozdobną spinką (gdy nie mam siły ich prostować, czy po prostu głowy myć-tak, to jest dla mnie wysiłek i męczę się przy tym), czy właśnie mieć rozpuszczone-proste lub falowane. Zależy od humoru, pogody, zdrowia. Jeszcze w zeszłym roku miałam fryzurkę krótszą(modny wtedy bob), łatwą w uczesaniu ze względu na słabe ręce i niemożność samodzielnego uczesania się.Włosy przez rok urosły, mi niestety sił nie przybyło a więc pora odwiedzić fryzjera. Tylko jaką fryzurkę sobie zrobić, co jest modne, z czym mi do twarzy i wieku? No cóż, po to jest między innymi internet żeby coś odpowiedniego dla siebie znaleźć - przecież nie mogę polegać na fryzjerce- w ogóle nie potrafią nic doradzić, dopasować, podpowiedzieć gdy same jesteśmy niezdecydowane lub nie wiemy co chcemy. Ja przynajmniej tak widzę zawód fryzjera, lecz akurat w moim mieście takiego nie ma. Ale obcinają całkiem dobrze.
Córka namawia mnie na krótka fryzurkę, rozjaśnienie włosów i zrobienie pasemek. Ale nie chcę tak drastycznej zmiany-boję się. A jak będę głupio wyglądać? Druga córka mówi, żebym tylko je wycieniowała i jasny kolor walnęła bo w takiej długości mi dobrze.Mąż całe szczęście(dla niego) mówi, że mu się w każdej podobam ale lepiej jak mam dłuższe. A ja sama kurczę nie wiem.Wiem tylko, że muszę koniecznie zmienić kolor włosów- ten co nałożyłyśmy wygląda ohydnie! A miał wyjść jasny naturalny blond -wyszła sraczka. No taka szara mysza ze mnie!To, że jestem trochę starsza to nie znaczy, że mam być nudna-musowo zrobić sobie coś fajnego na głowie. To będzie pierwszy krok do odmiany na wiosnę, odchudzanie zostawię na później...Wiecie, teraz córka ma urodziny-no to się poje, potem ja mam urodziny-no to wiadomo, potem święta, no zawsze jakaś okazja , normalnie nie ma kiedy się odchudzać!
Popatrzę sobie teraz na fryzurki...

  



21 luty 2014 
Idzie wiosna, czas na zmiany!
Robi się coraz cieplej, słoneczko zaczyna przygrzewać,w ogródkach widać już pierwsze zwiastuny wiosny, ptaszki wesoło ćwierkają .Aż się człowiekowi raźniej robi na duszy, poprawia się humor, chce się spacerować, uśmiechać do ludzi, po prostu cieszyć się życiem. Wiadomo wiosna!
Ale wiosna zobowiązuje.To znaczy, że trzeba za siebie się wziąć. Trzeba być piękną. Tak przynajmniej piszą w każdym pisemku kobiecym, trąbią w reklamach, a to o musowym odchudzaniu się, a to o przygotowaniu włosów na wiosnę, zadbaniu o szarą cerę, przeglądnięciu szafy i tym podobne dyrdymały. Jak co roku to samo! Nudne się to robi, ja już dawno przestałam kupować te kolorowe czasopisma. Zawsze uważałam ,że dbać o siebie trzeba zawsze, niezależnie od pory roku, wieku, zdrowia. Nie chcę być tu źle zrozumiana- nie jestem żadną paniusią, daleko mi do drogo zadbanej pani, czy kobiety o wypielęgnowanych paznokciach, nawet do fryzjera chodzę raz na jakiś czas, nawet w solarium nigdy w życiu nie byłam(co może wstyd się przyznać). Ale mam swój styl, trzymam się sprawdzonych kosmetyków, mam tylko niedużą nadwagę (ale się pocieszam,he,he) no i parę kompleksów(jak każda z nas). Ma być schludnie i czysto ale też kolorowo. I obowiązkowo kolczyki - mam bzika na ich punkcie, najlepiej długie, dyndające, o różnych kształtach, wzorach i kolorach.Ale nie o tym miałam pisać, o tym będzie później. Ogólnie rzecz ujmując, jestem z siebie zadowolona lub raczej byłam...
Tak więc skoro idzie wiosna trzeba sobie walnąć nowy kolor na włosy- najlepiej jakiś jasny by przykryć siwe włosy, stanąć przed lustrem , krytycznie na siebie spojrzeć. No i ja spojrzałam!! Chyba aż za bardzo krytycznie - normalnie w doła wpadłam- stwierdziłam, że sama siebie czarowałam do tej pory a mąż i dzieci chyba nie chciały mi robić przykrości i nic nie mówiły na temat mojego wyglądu. Po prostu jestem stara i brzydka, z wałami po bokach(wychodzą mi te małe słodkie przyjemności),włosy jakieś bez kształtu i blasku, jakaś taka ponura i szara ogólnie. I do tego leniwa, bo odchudzać mi się nie chce...
Tak patrząc na siebie to aż przykro mi się zrobiło.Chwilę politowałam się nad sobą- jaka to ja nieszczęśliwa i chora, w końcu zwaliłam wszystko na złe światło w łazience, brzydki dzień na dworze, brak pieniędzy na fryzjera i ogólnie na cały świat. Stwierdziłam ,że muszę iść do miasta poprawić sobie humor i kupić sobie coś małego i taniego(choćby w lumpeksie) a przede wszystkim kupić farbę od włosów.Od czegoś trzeba zacząć te wiosenne zmiany, jeżeli nie od odchudzania to chociaż od włosów.Wybrałam się z córką, która miała mi pomóc dobrać kolor. Po bardzo długim staniu na stoisku z farbami do włosów(znacie to?) i myśleniu jaki kolor byłby dla mnie najlepszy kupiłyśmy i zadowolone z siebie wróciłyśmy do domu nałożyć farbę. Bardzo byłyśmy ciekawe efektu końcowego. No powiem wam , zobaczywszy właśnie ten efekt to dopiero wpadłam w doła..

                             .


15 luty 2014
"Jak cię widzą tak cię piszą"
Czy chora to znaczy brzydka, zaniedbana, o tłustych włosach i szarej cerze, z worami pod oczami, niedbale ubrana i nie umalowana? Zauważyliście, że jak wyglądacie ładnie to nikt nie wierzy w waszą chorobę?Lekarze również (ale to inny temat). Często słyszałam: "Rewelacyjnie Pani wygląda! Chyba już lepiej się Pani czuje?" Przyznaję, pochlebiało mi to, takie słowa zawsze cieszą,od razu czułam się pewniejsza siebie, zdrowsza- ale zależy kto to powiedział i w jakim tonie. Bo to działa w dwie strony, mi osobiście pochlebiało ale jednocześnie myślałam czy aby nie powinnam wyglądać gorzej. Czasem mam wrażenie, że tak właśnie powinnam wyglądać, że taką chcą mnie widzieć ludzie, którzy mnie znają, wiedzą o mojej chorobie lecz jednocześnie nie wierzą, że aż tak poważnie choruję- bo nie widać tego po mnie. Ale jak mają mnie widzieć chorą skoro wtedy nie wychodzę z domu? Nie afiszuję się swoja chorobą, nie chwalę się nią- mimo, że taka niespotykana. Niepotrzebne mi niczyje współczucie ani zawiść czy zazdrość koleżanek, które chciałyby widzieć mnie zaniedbaną, zabiedzoną, taką nieszczęśliwą.Wtedy to dopiero by mi współczuły!! A tak są tylko zawistne, że po prostu wyglądam od nich lepiej.Och, ten fałsz, ta obłuda.Tak często widziałam na twarzach ten specyficzny kobiecy uśmieszek - a dobrze jej tak! Szczególnie wtedy gdy chodziłam cała opuchnięta od sterydów.Czy to nie smutne, gdzie nasza kobieca solidarność? Dlatego nie mam koleżanek, nie mam z kim porozmawiać, ale fałszywych przyjaciół nie potrzebuję.Czy mężczyźni są inni? Nie wiem.
Jestem za stara by przejmować się opiniami innych, mam to gdzieś.Życie zbyt często dawało mi w dupę (przepraszam za wyrażenie), by przejmować się tym.
Choroba i leki spowodowały, że zmieniła się moja twarz, opadły kąciki ust, tyłam i chudłam,wypadały włosy, które skróciłam, zaczęłam je farbować bo posiwiały,cera była krościata a i zmarszczek zrobiło się jakoś więcej itp...
Ale cieszę się życiem, uśmiecham się,dbam o siebie, sprawiam sobie drobne przyjemności.Bo wygląd to nie wszystko, liczy się też wnętrze,zaakceptowanie siebie.
Bo my, wszyscy chorzy-nie tylko na miastenię, musimy o siebie dbać.Bo zdrowie psychiczne tak samo jest ważne.
Ale o tym wszystkim w innym poście...

                                

 .



4 komentarze:

  1. stroje wybierasz fajne ale tak się zastanawiam jak z miastenią wyskoczysz w tak wysokich obcasach???? ja od dłuższego czasu tylko na płaskim....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też od dawna tylko na płaskim obcasie - ale pomarzyć można, nie? Podobają mi się takie zestawy a, że dla nas aktualnie są niepraktyczne? Ja to bardziej nie widziałbym sie w sukience - od lat chodzę w spodniach. Ale jak schudnę, zmienię fryzurę...Postanowienia na nowy rok.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mozna sie z toba jakos skontaktowac. Tez mieszkam w UK I mam miastenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stronie bocznej mojego bloga - prywatność - jest podany adres kontaktowy.
      Witam na swoim blogu i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Trądzik posterydowy

        Budząc się rano czułam, że z moją twarzą jest coś nie tak. Jakby coś rozpierało ją od środka. Naciągnięta skóra, swędząca i piecząca...