wtorek, 30 grudnia 2014

Stary Rok - pożegnanie.

     Przedostatni dzień starego roku, ostatni post na blogu w 2014 r - więc chyba nadszedł czas podsumowań, refleksji, przemyśleń. Też robicie sobie taki "rachunek sumienia" na koniec roku i oczywiście musowo (wg. wszelkich mediów) postanowienia i plany na Nowy Rok? Osobiście nie bardzo lubię się cofać w czasie, rozważać co by było gdyby... Zastanawiać się teraz co zrobiłam dobrze, co źle, czy podjęłam słuszne decyzje, czy wykorzystałam swoje szanse, wpłynęłam na rozwój wydarzeń, na swoje życie. Nic to konstruktywnego w życie nie wnosi jedynie może dołować - bo na pewno mogłam zrobić coś lepiej, inaczej pokierować pewnymi sprawami, coś mi się nie chciało, do czegoś lub kogoś mam pretensje. A planów to już od lat nie robię. Życie jest tak nieprzewidywalne, takie sprawia nam niespodzianki, że nauczyłam się jedynie wstępnie planować następny dzień a i tego nie jestem pewna.
      Patrząc na ten mijający rok muszę stwierdzić, że był on prawie w całości podporządkowany chorobie, wszystko co się wydarzyło, co robiłam miało bezpośredni związek z miastenią. Nie chciałam by choroba rządziła mną, życiem moim i bliskich a jednak tak się stało. Wiąże się z powstaniem tego bloga poświęconego życiu z miastenią na co dzień - to dzięki niemu moją miastenię już trochę znacie, zastosowane leczenie, skutki uboczne tegoż leczenia, pobyty w szpitalu czy wizyty u lekarzy, mój bunt przeciw chorobie ale też depresję czy radość. Ja dzięki pisaniu otworzyłam się na świat, dowiedziałam się co to jest facebook, blog (trochę to głupio ale przedtem nic mi to nie mówiło - mój świat to książki)) a przede wszystkim poznałam nowych ludzi, innych chorych, zdobyłam dzięki nim nową wiedzę o chorobie, radzeniu sobie z nią jak również otrzymałam wsparcie psychiczne tak dla mnie ważne i za które jestem tak wszystkim wdzięczna. Prowadząc ten blog od stycznia (jak ten czas leci), ustaliłam sobie pewne zasady jego pisania, strony, jakiego rodzaju mają być teksty - niestety nie wszystko mi wychodzi, nie zawsze jestem na bieżąco, często nie daję rady pisać (męczliwość mięśni rąk, dłoni lub ich sztywnienie), czasem brakuje zdrowia, chęci i czasu. Nie przepraszam za to, gdyż nie wszystko jest uzależnione od mojej woli - choroba zbyt mocno dawała się ostatnio we znaki.
      Gdybym miała wymienić najważniejsze wydarzenie tego roku, mające największy wpływ na na życie moje i mojej rodziny to powiedziałbym - przełom miasteniczny, który zmienił mnie samą wewnętrznie i zewnętrznie, zmienił mój stosunek do siebie samej, życia, problemów - nabrałam do wielu spraw dystansu, cieszę się drobiazgami i każdym dobrym dniem. Przełom i okres dochodzenia do siebie spowolnił mój rytm dnia, zmusił do ułożenia nowych stosunków i podziału ról w rodzinie, nauczył nas "nowego" wspólnego życia - co dla nikogo nie było łatwe. Jeśli do tego doliczyć moją emocjonalną huśtawkę nastrojów, ciężką depresję, stres związany z brakiem jakichkolwiek efektów leczenia a teraz borykaniem się ze skutkami ubocznymi długotrwałej sterydoterapii  - to powiem, że był do okres ciężki, trudny, w jakiś sposób wystawiający nas na próbę. Nie myślałam, że choroba jednego członka rodziny może tak bardzo zmienić jej życie, mieć taki wpływ na różne jego aspekty - na pewno w jakiś sposób odczuwają ją wszyscy.
      Chcę by ten rok się skończył, nie będę za nim tęsknić. Jedyne czego mi żal to zbyt szybko upływającego czasu. Plany na przyszłość? Nie wybiegam myślą tak daleko, żyję dniem dzisiejszym. Wprawdzie gdzieś w głowie kołata mi się myśl by w końcu nauczyć się języka angielskiego, może dokształcać się, odnaleźć się w jakiejś pasji, mieć pomysł na siebie - zrobić coś na co mam sama wpływ. Zdrowie - oby było jak najlepsze, ale chyba niewiele mam tu do powiedzenia. Za to koniecznie zejść z obecnej wagi - dla siebie i swojego zdrowia. A tak najbardziej w przyszłym roku chcę spokoju, poczucia bezpieczeństwa dla siebie i dzieci, ich szczęścia i zdrowia, udanego związku, stabilności finansowej. Oj, czy nie za dużo chcę?!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trądzik posterydowy

        Budząc się rano czułam, że z moją twarzą jest coś nie tak. Jakby coś rozpierało ją od środka. Naciągnięta skóra, swędząca i piecząca...