wtorek, 4 marca 2014

Depresja w miastenii i chorobach autoimmunologicznych .

Płakałam, gdy nie mogłam zrobić najprostszych życiowych czynności-odczuwałam to jako najgorsze w chorobie, o której tak naprawdę wtedy nic nie wiedziałam. Dopiero miastenii się uczyłam a szok związany z zachorowaniem, niedowierzanie, złość a w późniejszym czasie leczenie sterydami dość mocno wpływały na mój stan emocjonalny, na psychikę, mój pesymizm.Wpadłam w depresję i jak się to mówi "nerwy miałam na postronku". Zawalił się mój świat.
Właśnie te drobne niewykonalne teraz dla mnie rzeczy , takie jak: posmarowanie chleba masłem (nóż był za ciężki), pokrojenie kotleta, wyciśnięcie pasty do zębów na szczoteczkę, uczesanie się czy szybkie przebranie, obcięcie paznokci u rąk, niemoc połknięcia kanapki, rozmowa przez telefon, te proste czynności dnia codziennego związane z samoobsługą, z prowadzeniem domu, tak przecież proste w wykonaniu teraz były problemem, powodowały zmęczenie, słabość, niemoc a w końcu płacz  z powodu własnej bezradności. Do tego zmiana mimiki twarzy a później napuchniecie jej z powodu branych sterydów, powodowały moją izolację, unikanie kontaktów z ludźmi brak ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Był to czas, który najchętniej spędzałam wciąż w łóżku, w ciemnym pokoju, w ciszy- gdyż najmniejszy hałas, światło dzienne wyprowadzały mnie z równowagi. Nie byłam miła dla najbliższych, padały mocne słowa, a mnie aż roznosiło z nerwów. Denerwowało mnie, że skaczą koło mnie, patrzą z niepokojem, obserwują, są bezradni wobec choroby i wobec mojego stanu zdrowia w tym momencie psychicznego. A ja zatapiałam się w ciemnościach własnego umysłu, rozpamiętywałam , szukałam przyczyn. Nie radziłam sobie ani sama ze sobą ani z chorobą, z myślami, z lękiem, z tym że tak naprawdę zawalił się mój uporządkowany świat -moja praca, moje studia.Cała przyszłość była teraz niewiadoma a ja płacząca, bezradna, kapryśna.Taki stan trwał dosyć długo, później spotęgowany dużymi dawkami sterydów, które bardzo negatywnie wpłynęły na mój stan umysłu, zaburzenia emocjonalne.Szukałam ratunku-zawsze byłam mocna psychicznie i powiedziałam sobie ,że dam radę- sama, bez pomocy psychologa czy leków(wstyd się przyznać i nie chcę tu nikogo urazić ale pocieszałam się też myślą , że to tylko miastenia a nie np.nowotwór czy SM-choć nic nie wiadomo, dalej trwa diagnostyka mojej choroby). Neurolog mi nie pomógł, jedynie co to zalecił ziołowe środki uspokajające czy herbatki. W tym czasie odwiedziłam trzech różnych neurologów, żaden nie pozwolił na rehabilitację choćby psychiczną tak bardzo mi w tym momencie potrzebną- mój stan psychiczny, depresję spowodowaną chorobą tłumaczyli szokiem i sterydami. A mi było bardzo ciężko.Wyszłam z tego( w tym momencie dziękuję bardzo swoim dzieciom), nie całkowicie, zdarzają się gorsze dni ale nauczyłam się trochę z tym radzić i na pewno przydała mi się wiedza o chorobie zdobywana w bibliotekach, na forach, w internecie.Ale zmieniałam się bardzo, nie jestem już tą osobą sprzed choroby. Zauważyłam to ja, najbliżsi i znajomi. Miastenia wyrządziła już dosyć złego.Choroba nauczyła mnie jednego-nie planuję już dnia następnego bo nie wiem co może się zdarzyć. Choroba jest zbyt nieprzewidywalna a jeszcze zapominam ,że mam często odpoczywać, relaksować się.W momencie gdy piszę te słowa , czuję się dobrze ale nie wiem czy za chwilę, 5 minut czy godzinę - nie opadnie mi głowa, wysiądą oczy, powieka opadnie i będę totalnie zmęczona. Żyję dniem dzisiejszym, chcę go jak najlepiej spędzić by nie był to jeszcze jeden z tych straconych.Dzieci często mi powtarzają, że nie potrafię już cieszyć się życiem i może coś w tym jest...

A o neurologach napiszę w następnym poście.

Przygnębienie, pesymizm, lęk i nieumiejętność radzenia sobie ze stresem są często największą przeszkodą w walce z chorobą, a szczególnie chorobą autoimmunologiczną. Wszystko to wywiera destrukcyjny wpływ na funkcjonowanie całego organizmu a w szczególności systemu obronnego, którego dysfunkcja jest powodem chorób z autoagresji. "Stan naszego umysłu ma o wiele większy wpływ na nasze zdrowie niż nam się wydaje. Często choroby, na które cierpią ludzie są wynikiem umysłowej depresji. Smutek, niepokój, niezadowolenie, poczucie winy, nieufność i wyrzuty sumienia prowadzą do rozbicia sił życiowych a następnie do chorób i śmierci. Radość, nadzieja, wiara i miłość poprawiają zdrowie i przedłużają życie". 
źródło: http://www.pt.maranatha.pl/zdrowie15.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trądzik posterydowy

        Budząc się rano czułam, że z moją twarzą jest coś nie tak. Jakby coś rozpierało ją od środka. Naciągnięta skóra, swędząca i piecząca...