poniedziałek, 24 listopada 2014

Jestem.

       Jestem. W końcu! Aż wstyd mi i głupio, że tak długo mnie tu nie było, nie odzywałam się, nie pisałam. To nie znaczy, że zaniedbałam moje pisanie - które przecież mi samej pomaga - po prostu musiałam trochę powalczyć z miastenią, z własną słabością, z lekami, nabrać sił fizycznych i psychicznych. Nabrać ochoty do życia a sił do zmagań z chorobą, która ostatnio dała mi się mocno we znaki.
Miałam się z Wami przywitać słowami - nareszcie czuję się świetnie (wprawdzie dopiero od dwóch dni ale jednak), tak bardzo się cieszyłam, że będę mogła to powiedzieć bo to takie radosne uczucie, że chcę się tym podzielić z innymi ale niestety. Właśnie dzisiaj zmniejszyłam sobie dawkę Encortonu - niby nic tylko o 1 mg - a jednak odczuwa się od razu tą zmianę. Już się trzęsę, już jestem nerwowa, niespokojna, słabsza. Ale nic to! I tak mogę powiedzieć, że w stosunku do tego co miałam (a było bardzo paskudnie) - dzisiaj czuję się świetnie!!! I tak trzymać! Dzisiaj jestem pełna optymizmu, energii, nadziei na kolejne dobre dni. To taka afirmacja życia - możliwe, że jednodniowa - ale tak podnosi na duchu, tak pogodnie nastraja, że każdy taki dobry dzień traktuję jak moje małe święto.To nic, że za oknem szaro, buro, zimno i wietrznie - u mnie palą się świeczki zapachowe, gra cicho moja ulubiona płyta, jest ciepło, jest klimat, gorąca kawa z chili i po prostu jest mi dobrze.
       Także z radością witam Wszystkich, którzy tu zaglądali, byli cierpliwi, czekali i rozumieli co miastenia może zrobić z człowieka. Witam tych, którzy polubili tę stronę - dziękuję.
Wszystkim życzę również udanego dnia.



1 komentarz:

  1. nooo tylko się cieszyć ze masz takie nastawienie i ze jest jednak lepiej ']

    OdpowiedzUsuń

Trądzik posterydowy

        Budząc się rano czułam, że z moją twarzą jest coś nie tak. Jakby coś rozpierało ją od środka. Naciągnięta skóra, swędząca i piecząca...