poniedziałek, 20 października 2014

Marudzę sobie.

To miał być pozytywny post ( no bo ile można pisać, że np. źle się czuję) ale nie będzie! Nie mam komu pomarudzić (mąż na turnusie rehabilitacyjnym - ZUS go wysłał), to padło na  Was i będę marudzić tutaj.
No bo mnie "nosi", okropnie mi gorąco, duszno mi, trzęsie i roznosi - rozpuknę się od tego wewnętrznego napięcia. Czemu? Sama nie wiem - może od sterydów, może od pogody a może jakaś inna przyczyna. Grunt, że musiałam się choć na chwilę uspokoić, ubrać kurtkę, kalosze, wziąć parasol i zrobić sobie spacer. To nic, że wieje i pada - trochę mi pomogło. Przewiało mnie na wszystkie strony, ochłodziło to gorąco co jest we mnie choć na chwilę a teraz zapobiegawczo zrobiłam sobie sobie gorące mleko z miodem (jeszcze brakuje mi się przeziębić!).Tak naprawdę to nie powinnam sama wychodzić, źle się czuję, słaba jestem, nogi jakieś niepewne. Do tego dwa dni spędziłam w łóżku męcząc się okropnie. I to wszystko cholera wie dlaczego!
Choćby ten weekend - weź se człowieku coś zaplanuj! No nie da się - zwali cię z nóg jakieś diabelstwo i już tylko sobie leżysz. Wprawdzie możesz sobie poczytać, posłuchać muzyczki, podumać, "wybyczyć się"- hm, nawet nie brzmi to tak źle, pod warunkiem , że w miarę dobrze się czujesz. Gorzej jeżeli się przez ten czas męczysz. Co tak w ogóle się działo? Powiedziałbym, że nie było to typowo miasteniczne (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi), dla mnie troszkę nowość. Otóż było mi bardzo gorąco; duszno - jakby płuca były za małe; trudności z oddychaniem - oddech głośny, głęboki, szybki, urywany; serce biło o wiele za szybko, mrowienie i lekkie drętwienie lewej dłoni oraz lewej strony policzka i ust; no i lekki ból głowy. To wszystko z przerwami, raz było lepiej raz gorzej, zasypiałam i budziłam się co chwilę. Umęczyłam się, nie powiem, jeszcze do tego ten niepokój. Szczególnie trudne było wczorajsze popołudnie i wieczór - nie wiedziałam wzywać pogotowie czy nie - ja nie jestem z tych co lecą od razu do lekarza, czekam aż przejdzie (nie mówcie mi, że jestem głupia, wiele osób tak ma). Dla mnie było to dziwne, nie miałam męczliwości mięśni, nie byłam jakoś specjalnie osłabiona a jednak dało się mocno we znaki. Chyba dopiero myśl, że może to objawy przedzawałowe lub przed udarowe przestraszyła mnie. Może tak być?! Nie wiem, jutro idę do lekarza to się dowiem.
       Za to na pewno wiem, że mam problem z lewą ręką lub raczej całą dłonią. W zeszłym tygodniu zgłaszałam to swojemu neurologowi - jeżeli mi nie przejdzie w najbliższym czasie, dostanę skierowanie na tomograf głowy i EMG lewej dłoni. Trzeba będzie zbadać czy nie uszkodzony jest ośrodkowy układ nerwowy - on na razie podejrzewa rodzaj neuropatii, zespół cieśni nadgarstka. Czemu? Moja lewa ręka jak i w ogóle cała lewa strona ciała jest stroną dominującą, silniejszą, to ona jakby przewodzi całemu organizmowi - zresztą byłam i jestem osobą leworęczną, większość prac wykonuję lewą ręką (piszę tylko prawą, w dzieciństwie mi to porządnie wbito do głowy). Dlatego gdy miastenia zajęła mi lewą stronę twarzy i rękę (zawsze to było i jest opadanie lewej powieki, większe osłabienie lewej strony ciała) zwróciło to moją uwagę - czyli pomyślałam czy można się doszukiwać tu jakiegoś związku. Po prostu dotkliwie odczuwam fakt, że wiele rzeczy nie mogę robić lewą ręką, że jest słabsza, ruchy ograniczone, siła osłabiona - nie mogę przestawić się na prawą stronę. Nie, żebym to jakoś strasznie przeżywała, deliberowała nad tym czy coś. Zaniepokoiłam się niedawno, gdy nie mogłam spiąć włosów spinką tzn. nie mogłam jej w ogóle otworzyć - nie mylę tu objawów miastenii, znam je zbyt dobrze. Następnie lekkie ciągłe mrowienie opuszków palców, osłabienie chwytu, wypadanie przedmiotów z lewej reki, niemożność niesienia czegoś w tej dłoni, ograniczenie ruchów. Nie boli mnie. Nie boli mnie też nadgarstek i  nie jest to męczliwość mięśni. Rozróżniam to i lekarz też. Coś się dzieje i tak naprawdę nie wiem czy chcę wiedzieć co - może jakieś sprawy kardiologiczne, może od leków, może chce się coś przyplątać nowego? A po co mi?
Wystarczy mi miastenia.
       No, ulżyło mi. Teraz się cieszę, że mogę pisać prawą ręką - jak to człowiek dopiero po jakimś czasie docenia to co ma, co może i ile jeszcze może. Cieszę się, że mi przeszło to ciężkie oddychanie, że lepiej się czuję, zmniejszył się ten niepokój i rozdrażnienie. Teraz pora na leki, kawę, kawałeczek ciasta i książkę - bo jak to mówią "czas spędzony na przyjemnościach nie jest czasem straconym".



Tak się tylko zastanawiam, czy warto mieć w domu domowy pulsoksymetr - może by się przydał?


grafika - źródło:stylowi.pl



1 komentarz:

  1. gdy przepisano mi sterydy zalecono kontrole ciśnienia mierząc je wiem jaki mam puls
    ostatnio po lekach imuran nawet 129 i strasznie ciężko na płucach...budziłam się w nad ranem słysząc stukot serca i nie mogłam spać..wiem ze to od leków teraz się unormowało dali mi coś w szpitalu i jak ręką odjął
    niektórzy lekarze stwierdzili ze to z nerwów inny zaś powiedział ze gdy się leży a tętno wysokie to coś jest nie tak.... i miał racje
    pogoda kiepska samopoczucie tez wiec dołączam się do marudzenia ;[ ostatnio łóżeczko okupowane czego nie miałam odkąd zachorowałam.. nie mam sil nawet siedzieć...
    a po nocach problem ze snem..dziwnie staje się nerwowa.. nogi nie mogą leżeć w spokoju tylko ciągle zmieniam pozycje...zasypiam nad ranem wykończona...... takie tam smęcenie miastenika....

    OdpowiedzUsuń

Trądzik posterydowy

        Budząc się rano czułam, że z moją twarzą jest coś nie tak. Jakby coś rozpierało ją od środka. Naciągnięta skóra, swędząca i piecząca...